~*~
-Kim jesteś? – słowa niemalże
bezdźwięcznie wypłynęły z mojego gardła. – Kim ty, do cholery, jesteś? No kim?-
powtórzyłem po raz enty, jeszcze bardziej potęgując niedowierzanie gromadzące
się w moim wnętrzu.
Zdziwienie zgrabnie i szczelnie
oplotło się wokół bijącego nierówno serca, tym samym odbierając mi resztki
zdrowego rozsądku. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę tak rozpaczliwie próbował
oszukać własne zmysły. Wmawiałem sobie, że mam omamy, że to, co widzę, to
jedynie głupie wyobrażenia zlęknionego człowieka.
A tymczasem, to była prawda.
Oczy pokazywały jedynie prawdziwe
oblicze intruza stojącego przede mną. Natenczas spełnił się mój najgorszy
koszmar. Przyszło zmierzyć mi się z człowiekiem, z którym już raz przegrałem.
Stajemy naprzeciw siebie ponownie, lecz z małą różnicą. Stawka w tym pojedynku
jest o wiele wyższa niż własna duma czy honor gildii. Tym razem walczyłem w obronie
najbliższej mi osoby. Ukochanej, dla której liczyła się każda sekunda. Lucy,
która wykrwawiała się na śmierć.
Musiałem działać.
Tu i teraz.
Albo będzie za późno.
-Na twoim miejscu nie
zaprzątałbym sobie głowy moją tożsamością. Ta wiedza i tak na nic się przyda w
grobie –zawinąłem dłonie w pięści. – Skup się na pojedynku, o ile jeszcze
zależy ci na uratowaniu tej panienki. Chociaż obawiam się, że już dla niej za
późno. Ale nie martw się. Wkrótce podzielisz jej los i dołączysz do niej.
Będziecie wiedli spokojne życie w piekle- zaśmiał się perfidnie.- Co o tym
myślisz, Natsu Dragneel?
On mówił do mnie.
Obdarowałem go pełnym pogardy
spojrzeniem. Zebrałem się w sobie, by zgrywać silnego, lecz myśl o umierającej
Lucy wcale mi tego nie ułatwiła. Walczyłem z samym sobą, nie mogłem dopuścić do
tego, abym zerknął na dziewczynę. Gdybym to zrobił, emocje wzięłyby nade mną
górę i wtedy już mogłem zapomnieć o ocaleniu Lucy.
-Marny z ciebie żartowniś, wiesz.
Z chęcią pogadałbym sobie z tobą dłużej, ale wybacz, czas nagli. Następnym
razem podziel się wrażeniami z piekła. Nie martw się, kiedyś na pewno do ciebie
dołączę.- Ledwo powstrzymywałem się przed gwałtowną reakcją.
-Ty…- wycedził.- Chyba nie wiesz,
z kim masz do czynienia. Chciałem być miły i trochę się zabawić, ale koniec
tego dobrego. Pokażę ci, jak silny się stałem dzięki Niemu.
Czułem wzbierającą się złość i
adrenalinę buzującą w moich żyłach. Poderwałem się do biegu. Nie mogłem teraz
przerywać. Zmniejszyłem odległość dzielącą mnie od przeciwnika, uniosłem nogę
do góry, chcąc podkosić przeciwnika, a sekundę później to ja zaryłem kolanami o
podłoże. Niewidzialna siła mnie odepchnęła, a potem oberwałem w twarz. Wydałem
z siebie okrzyk bólu. Klęcząc na ziemi, próbowałem złapać oddech, lecz w
mgnieniu oka Kenji znalazł się za mną, rzucając jak szmacianą lalką.
Zatrzymałem się dopiero na korze drzewa, po której miałem nadzieję swobodnie
obsunąć się.
Każda cząstka mojego ciała krzyczała i rwała
się z bólu. Rozpętało się prawdziwe piekło. Nie tylko w moim wnętrzu, gdzie
nutka porażki podsycała mój lęk. Piekło rozgrywało się tu, przede mną. Walczyłem
z kimś, kogo nie mogłem pokonać, a ukochana osoba umierała tuż przed moimi
oczami. Żadne cierpienie nie równało się z uczuciem bezsilności, które po raz
kolejny mi doskwierało. Znowu zawiodłem.
Nieprzyjaciel chwycił oburącz za
moją szyję i przycisnął mnie do drzewa.
-Jesteś taki słaby. Taki
cholernie słaby i bezużyteczny. Potrafisz tylko dużo mówić. Zawiodłeś mnie, oj
bardzo zawiodłeś- zawarczał złowrogo, dociskając dłonie.
Zacząłem wierzgać nogami – to chyba
naturalny odruch człowieka, któremu brakuje powietrza. Ostatkiem sił chwyciłem
nadgarstki przeciwnika i usiłowałem je odciągnąć od szyi – w tym czynie
przejawiała się moja silna chęć życia. Bałem się jak każdy, bałem się jak
cholera śmierci, która czyhała za rogiem. Jeszcze moment, a będzie po mnie.
-O proszę, a jednak chcesz żyć!
Tak walcz ze mną, chwytaj się wszystkiego, by przeżyć, a potem egzystuj jako
tchórz. Uciekaj do końca dni przede mną. Tak, tak robią tchórze!
To definitywnie mój koniec.
~*~
-Odsuń się od niego! – Krzyk Lucy
zwrócił moją uwagę.
Zaraz, zaraz… Lucy?!
Wytężyłem wzrok, a tuż za
stojącym przede mną chłopakiem, zauważyłem dziewczynę. Twarz miała
zaczerwienioną, wygiętą w spazmach bólu. Krew z jej rany na klatce piersiowej
wolno sunęła się po jej długich nogach, mocząc tym samym trawę. Obdarowała mnie
nikłym uśmiechem przebijającym się przez słone łzy. Stawała mały krok za
krokiem. Z każdym kolejnym chwiała się coraz bardziej, ledwie utrzymywała
równowagę, a jej szloch tylko potęgował się. Co ta idiotka wyprawia w tym
stanie?
-G-głupia… c-co t-ty tu…taj ro…robisz?
– Delikatnie poruszyłem ustami. Nie wydałem z siebie żadnego dźwięku, ale
wierzyłem, że ona zrozumie. Że odszyfruje wiadomość do niej.
Dziewczyna pokiwała tylko na boki
głową, zaniosła się dławiącym kaszlem i wyplunęła kolejną dawkę krwi. Niemrawo
przebierała nogami, aż w końcu potknęła się i obsunęła na ziemię. Jej szloch
zmieszał się z krzykiem. Resztkami sił wstrzymywałem łzy w środku. Rozsadzał
mnie przytłaczający smutek.
Ona łkała, napierała dłońmi na
trawę próbując się podnieść i iść naprzód. W gardle poczułem gulę, która
jeszcze bardziej blokowała dostęp powietrza.
Chciałem wrzeszczeć, podbiec do
niej, zrobić cokolwiek, ale nie mogłem.
Byłem taki słaby. Mogłem jedynie
patrzeć jak ukochana mi osoba wykrwawia się na śmierć.
-Proszę, proszę, co za żałosny
widok. Chłopak, który nie potrafił obronić jego ukochanej i dziewczyna, która
po mimo śmiertelnej rany usiłuje go uratować. Co za beznadziejny duet. To
żeście się dobrali- zadrwił, a jednocześnie poluzował nieco ucisk na mojej
szyi.
Rechot ciągnął się w
nieskończoność, a jego złowieszczy ton odbijał się echem po okolicy.
Zrozumiałem, że dla niego to doskonała zabawa, kiedy my właśnie ocieraliśmy się
o śmierć.
-Nie rozumiem, czego Mistrz tak się obawiał. Jakiejś małej
dziewczynki, która nawet nie potrafi używać magii i jakiegoś nieudacznika
niezasługującego na miano smoczego zabójcy. Co za rozczarowanie! – odparł z
dawką okrucieństwa.
-Zamknij się!- z trudem
wyszeptałem jakiekolwiek słowa. Ręce na powrót szczelniej owinęły się wokół
mojej szyi.
-Koniec zabawy!- obwieścił
pewnie. – Żegnaj, Salamandrze.
~*~
Bomba uczuć eksplodowała w moim
wnętrzu, pozostawiając po sobie strzępki zachwianych emocji. Usłyszałam krzyk,
cichy lament i zdławiony jęk – to wszystko należało do mnie. Tępy ból rozrywał
moje komórki od środka, a jego epicentrum znajdowało się na klatce piersiowej.
Wrzask, krzyk, desperackie działania – nic nie zamaskowałoby agonii, którą
odczuwałam na własnej skórze. Łzy obiegły całą moją twarz, utrudniając mi
widoczność.
Cała we krwi, obolała i stąpająca
jedną nogą po tamtym świecie, czołgałam się. Nie miałam siły wstać, nie miałam
siły na nic. Już tylko niezachwiana wola uratowania ukochanego parła mnie do
przodu. Dla mnie już nie było ratunku, więc niech chociaż on przeżyje.
Przesuwałam się o marne milimetry
do przodu, tworząc ścieżkę krwi. Ślad szkarłatnej cieczy wlókł się za mną jak
cień. Czołgałam się, choć moje zachowanie było bez sensu. Mimo to nie poddam
się. Nie poddam.
-Lucy!
To
ja. To moje imię. Ucieszyłam
się w głębi duszy. Obraz rozgrywający się przede mną dodawał kolejnego
cierpienia. Chciałam go uratować. Byłam gotowa zrobić wszystko, by to zrobić.
Łzy na policzkach, powiew wiatru, rechot docierający do moich uszu. To nie był
sen. To naprawdę się działo.
Ciemność całkowicie zasłoniła
moje pole widzenia. Rozpacz trawiła mnie i dodatkowo podsycała przerażenie. Nie
widziałam nic. Nie widziałam nic. Nie widziałam nic. Nie wiedziałam, co się
dzieje. Odcięto mnie od świata.
Gdzieś, w niewiadomym mi miejscu,
zatrzymałam się. Zabrakło mi sił nawet na takie mozolne czołganie się. Krew
wyleciała z mojego gardła jak potok. Zadławiłam się nią i zaczęłam desperacko
kasłać. Puls w moich żyłach słabł, a płynąca w nich adrenalina nie ostudziła
mojego zapału. Ból ponownie otoczył całe moje ciało. Łzy przestały lecieć.
-Kocham cię! – wykrzyczałam jak
najgłośniej potrafiłam.
W obliczu śmierci potrafiłam
wypowiedzieć te ważne jak dla mnie słowa. Ile czasu potrzebowałam, by w końcu
to uczynić. Mogłam odejść spokojnie, mogłam umrzeć z uśmiechem na twarzy. Byłam
gotowa oddać życie za niego.
Chciałabym po raz ostatni na
niego spojrzeć. Chciałabym zobaczyć te jego piękne oczy i zatracić się w nich.
Chciałabym dostrzec go wyraźnie, ostatni raz.
Pragnęłam go przytulić, po raz
ostatni. Pocałować go, chociaż jeden raz. Pokazać mu, jak bardzo kocham.
Zostać z nim na zawsze.
Chociaż coś takiego jak
nieskończoność nie istniało, to głupia ludzka natura chwytała się nadziei, że
wieczność jest osiągalna.
Czułam roztaczające się ciepło.
Miłość oplotła się wokół mojego serca i zawładnęła nim. Niebawem to nieznane
uczucie przerodziło się w coś większego. Wzdrygnęłam się, kiedy dreszcz
przebiegł mi po plecach. Coś nieznanego
wlewało się do mojego wnętrza. Coś na
myśl o chłopaku jakby dodawała mi sił. Coś
sprawiało, że zostałam „opętana sercem”.
-Jedyna Magia!
Nagła, skumulowana we mnie
energia wypłynęła na wierzch. Wiedziałam, że to jest magia. Już tak dawno jej
nie czułam. Co za nostalgiczne uczucie!
Zbliżał się mój koniec. Czułam
to. Całość spowita czernią przepuściła światło. I wreszcie, zobaczyłam męską
sylwetkę. Nie pożądałam niczego
bardziej, jak uwiecznienia tej scenerii. Intruz leżał nieruchomo kilkanaście
metrów ode mnie i chłopaka. Wiedziałam, że to nie wystarczy, aby go pokonać,
ale umożliwiło ucieczkę ukochanemu. Jego płytki oddech mieszał się ze szmerem
wiatru. Natsu zerknął na mnie zlęknionym spojrzeniem.
-Głupia, coś ty zrobiła?-
powiedział, zaczerpując spore dawki powietrza.
Różowo-włosy usiłował się
podnieść, lecz z marnym skutkiem. Każda kolejna próba skończyła się fiaskiem.
Nie mogąc nic więcej uczynić, zrobił to, co ja wcześniej. Zaczął czołgać się w
moją stronę.
Wyciągnęłam drżącą dłoń przed
siebie. Chciałam dosięgnąć go. Dotknąć po raz ostatni.
-Natsu! – wyszeptałam szczęśliwa
jak nigdy dotąd.
On żyje! Osoba, którą ceniłam jak
skarb, była tu. Czołgał się do mnie, zmniejszając dzielący nad dystans. Jeszcze
mocniej wyciągnęłam dłoń.
-Powtórz to, powtórz, że mnie
kochasz!- zażądał, kiedy dzieliły nas centymetry.
-K-kocham cię!- ostatnia dawka
krwi spłynęła z moich sinych ust.
Wtuliłam się w tors ukochanego,
kiedy odległość między nami zniknęła. Natsu mocno objął mnie, przyciągając do
swojego ciała. Przytuliłam się mocno, bardzo mocno. To mogłoby trwać wiecznie.
Zostanę
z tobą na zawsze!
-Kocham cię! – ostatnia łza
popłynęła po policzku. Ciężkie powieki przysłoniły moje oczy. I nagle wszystko
zniknęło. Twarz chłopaka zasłoniła się czarnym welonem. Krzyk chłopaka, jego
łzy opadające na moje ciało i głos nawołujący moje imię. To … ucichło.
Chciałabym jeszcze tyle
powiedzieć, na język sunęło mi się mnóstwo słów, a jednak udało mi się wyznać
te dwa znaczące słowa. Nie wiem dlaczego, ale ta myśl uspokoiła mnie i
sprawiła, że nie bałam się śmierci.
Ostatnie, co poczułam, to
niesamowite ciepło bijące od Natsu i jego silne ramiona kurczowo zaciskające
się na mojej talii.
Mogłam go po raz ostatni
zobaczyć!
Umarłam, będąc szczęśliwa.
~*~
-Chociaż na koniec uśmiechnęłaś
się – przytuliłem jeszcze mocniej ciało dziewczyny.
Nie słyszałem typowego bicia
serca, nie czułem jej oddechu. Jej ciało stało się zimne i bezwładne. Jej krew
przestała płynąć.
Przejechałem dłonią po jej bladym
policzku. Złożyłem na jej ustach nasz ostatni pocałunek.
Pocałunek jak muśnięcie płatka
śniegu.
Pocałunek jak zderzenie z
lodowatym morzem.
Pocałunek, w którym chciałem wyrazić
całą moją miłość.
-Lucy!!!
Mój krzyk pełen goryczy i
cierpienia przeciął najbliższą okolicę. Nawoływałem jej imię jak mantrę,
zdzierając sobie przy tym gardło. Ile jeszcze będę musiał to znosić?! Ile
jeszcze będę musiał stracić, by porzucić swoją bezsilność? Ile to jeszcze
potrwa?!
Nie kryłem już smutku, tylko
pozwoliłem mu wypłynąć na wierzch. Szklane łzy płynęły nieprzerwanie. Dlaczego?
Dlaczego właśnie ona? Dlaczego właśnie ona musiała zniknąć?
Dlaczego po raz kolejny przez
moją bezsilność straciłem najbliższą mi osobę?
~*~
Punkt kulminacyjny. Nie mam siły już do tego bloga, więc chcę skończyć to jak najszybciej. Do następnej.
Ja chcę kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńProoooszę!
O kurczę.... mam nadzieję, że Lucy nagle jakimś cudem ożyje i będą żyć z Natsu długo i szczęśliwie :)
OdpowiedzUsuńps. bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Aż zacznę od początku czytać ;)
Hmm... może zacznę od przeprosin. Przeczytałam rozdział już daaawno temu, chyba dzień bądź dwa od momentu jak się pokazał? Ale byłam tak padnięta, że nie skomentowałam, sił nie miałam. A potem zero czasu, ledwo się wyrabiałam z własnym rozdziałem... Ogólnie to czytałam już twój rozdział trzy razy xDDD
OdpowiedzUsuńTak, taki był zajebisty. Daj spokój, jak możesz tak grać na moich uczuciach?! Przypomniało mi się, jak kiedyś bardzo lubiłam NaLu (nadal lubię, ale kiedyś bardziej xD). Te wyznania na łożu śmierci... =...C To, jak walczyli o ostatnie tchnienie, te emocje, napięcie... Już dawno przy niczym nie płakałam, a na tym rozdziale zdarzyło mi się uronić łezkę... czy z dziesięć xD
Twoje opisy zawsze były świetne, ale teraz przebiłaś samą siebie. Powinnaś być z siebie dumna, wiesz? To chyba jeden z najlepszych rozdziałów, jakie napisałaś! (ale było ich wiele ^.^)
...
No ja pierdziu, moje serce aż pęka xD Tak to świetnie opisałaś, gdy zostały im już ostatnie chwile -.- "Powtórz to, powtórz, że mnie kochasz!" - mam atak serca. xDDD
Już pomijając fakt, że to NaLu, to tyle uczuć ile w to wsadziłaś... to po prostu mnie miażdży, na tyle, że nie mogę nic sensownego napisać xD
Te ostatnie myśli Lucy, gdy, jak to ładnie napisałaś, wszystko zakryte zostało czarnym welonem... to się do książki nadaje. To chyba najlepszy fragment, choć cała gehenna, jaką Natsu i Lucy przeszli w tym rozdziale była miodzio :D *ty sadystko -.-*
...
Punkt kulminacyjny? Czyli co, już końcówka? :C A oni tak po prostu zginął? ... No cóż, ciekawe by to było zakończenie xD Mało takich bez happy endów. Ale kij wie, co mądra główka Mini wymyśli, co nie? ;>
Jeszcze takie pytanko mam - co z tym blogiem, na którym masz trzy rozdziały? Będziesz go kontynuować? I tak tylko przestrzegam ostrożnie, co do tego bloga... grzecznie i ładnie proszę, byś nie usuwała bloga ani rozdziałów, bo nogi z dupy powyrywam >.< Nawet jak skończysz bloga, to on ma tu być, bo chcę wracać do tych rozdziałów! Kiedy nie mam kompletnie pomysłu na opisanie uczuć *choć będąc nieskromną, rzadko się to mi zdarza xD* zawsze ratują mnie twoje rozdziały i świetne opisy. A nawet jak mam wolną chwilkę, to czytam sobie stare rozdziały i na pewno będę to jeszcze robić :3
Może dużo nasłodziłam w tym narwanym komencie, ale to słodka prawda xD Kurde no, przeczytałam ten rozdział po raz czwarty, a ja wciąż się w to wczuwam, jakbym czytała to pierwszy raz...
I btw, świetny szablon! Rinne to potrafi (natrafiłam na jej bloga z miesiąc temu, jak zobaczyłam co potrafi, to miałam ochotę się schować xDDD).
Wiem, że chcesz skończyć tego bloga jak najszybciej, ale i tak życzę ci dużo weny, czasu i uśmiechu. Weny na ostatnie rozdziały tutaj, jak i na *mam nadzieje, że będą* inne blogi/twoje historię. A czasu, uśmiechu i zapomnianego przeze mnie zdrówka (tak, zdrówko bardzo ważne jest :P) życzę ci na co dzień :* (matko, życzenia jak noworoczne, albo jakbym się z tobą żegnała xD a za nic w świecie tego robić nie chcę -.- ;p)
Buźka kochana :*** I jeszcze raz przepraszam za to, że moje komentarze, szczególnie ostatnio są takie... no powiedzmy szczerze, beznadziejne. Nie potrafię coś ostatnio wyrazić jaką odczuwam zajebistość przy czytaniu, tak jak teraz. Albo może po prostu rozdział był tak dobry, że nie da się tego opisać słowami? xDDD
Tak sobie myślałam o twoim rozdziale i zapomniałam napisać jeszcze czegoś ważnego :
Usuń"Coś nieznanego wlewało się do mojego wnętrza. Coś na myśl o chłopaku jakby dodawała mi sił. Coś sprawiało, że zostałam „opętana sercem”.
-Jedyna Magia!" <- ważne słowa. W końcu opętane serce to motto, hasło tego opowiadania :D Cudownie ci to wyszło ;*
Kochana, jak zwykle dziękuję za komentarz! :* Dzięki Tobie wiem, że ktoś to czyta, strasznie mnie motywujesz i sprawiasz radość! :) Szczerze, dla mnie ten rozdział był dnem i myślałam, że go schrzaniłam!
UsuńTak, mi również szablon się mega podoba. A co drugiego bloga, za niecałe dwa tygodnie będzie tam rok, więc coś tam się pojawi! :)
...
UsuńDno? Serio?
Przecież to był majstersztyk jeśli o NaLu chodzi :DDD
Jakoś od już dłuższego czasu przestałam... gustować w fanfickach typowo o świecie kanonicznym, ale twój blog jest jednym z nielicznych, który w tej tematyce wciąga mnie, jak wciągam makaron spagetti na widelec (a wciągam go bardzo xD).
...
Dobra, porównanie sucharskie, ale naprawdę lubię to opowiadanie :3 :D
Dla mnie jest świetne i żaden rozdział nie był kiepski, był bardziej na wyżynach niż na dnie :D
I w takim razie, skoro będziesz kontynuować drugiego bloga to muszę się w końcu za niego zabrać ;)
Wyobraź sobie, że wciągu trzech dni przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały.
OdpowiedzUsuńI tak jak było mi cholernie smutno, w chwili, kiedy Natsu zniknął i Lucy biedna cierpiała, tak teraz mam ochotę wyrzucić monitor za okno i walić głową w blat. ZABIŁAŚ JĄ?! Wszyscy Bogowie na tej cholernej planecie, trzymajcie mnie, bo oszaleję. Kiedy zawołała Natsu, powiedziała, że go kocha, kiedy... kiedy się pocałowali, kiedy... Weź. Jak mogłaś. Uch. Ach. Kurwa. -.-
Po tym wszystkim przez co przeszli, jak gildia została zniszczona, jak stracili bliskich, modliłam się, ze chociaż ich dwójce uda się po prostu odnaleźć szczęście.
I w ogóle... koniec?! Jezu, czytałam trzy dni i... zaraz koniec. No ja pier...
Tak, Mavis jest stargana emocjami i nie wie, jak ładnie w słowach napisać, że jej się podobało. Więc...
No było zajebiste, no. Po prostu.
Szkoda, ze to już dobiega końca. Będę miała okazję przeczytać jeszcze jakieś inne Twoje opowiadanie? :C
Idę Ci jeszcze rzucić spamem w twarz. :D
UsuńI mimo wszystko, nawet, jeśli historia dobiega końca, ciesze się, że ją przeczytałam. :) Jak masz jeszcze jakiegoś bloga, zarzuć linkiem. Bo chętnie sobie poczytam.