Rozdział XXXI- Zgrzyt ostrzy

*~~*
N A T S U
              Uśmiechnąłem się. Już dawno nie miałem okazji powalczyć z tak silnym przeciwnikiem. Choć było ciężko, to przyznam, że opłaciło się. Przynajmniej przekonałem się, że wciąż muszę pracować nad swoimi umiejętnościami. Aby móc chronić przyjaciół, stanę się jeszcze lepszym magiem. Będę trenował więcej i ciężej niż dotychczas, a wtedy nic nie stanie mi na drodze do wygrywania każdego pojedynku. 
Wierzchem dłoni przetarłem czoło, ścierając zbierający się na nim pot. Drugą rękę oparłem na zgiętym kolanie. Dyszałem ciężko. Starałem się więc nabierać spore dawki świeżego powietrza, przez co czułem namacalnie, jak płuca pracują ze zdwojoną siłą. Zmęczenie górowało nade mną już od początku starcia, lecz dopiero teraz sięgnęło zenitu. Każda komórka ciała krzyczała z bólu. Wszystkie mięśnie drżały i "paliły" niemiłosiernie. Coraz bardziej kręciło mi się w głowie. Obraz malujący się przed moimi oczami zaczął się zamazywać; widoczność stawała się  niewyraźna. Gibałem się do przodu i do tyłu, wiedząc, że za niedługo stracę równowagę. Niepewnie spojrzałem na swoje dolne kończyny i dostrzegłem, jak uginają się pod moim ciężarem. Chyba tylko sama silna wola utrzymywała mnie w pionie.
Dym unoszący się nad areną opadł. Chóralny głos publiczności ucichł. Wszyscy z widowni wstrzymali oddechy, nerwowo oczekując na zobaczenie zwycięzcy. Sam nie mogłem się tego doczekać. Wytężyłem wzrok. Lustrowałem spojrzeniem najbliższe otoczenie. Ujrzałem stertę gruzu, a obok ...
Napaliłem się! Moje oczy nie mogą szwankować.
W samym centrum areny, na glebie leżał Kenji! Cały poobijany, miejscami przesiąknięty krwią, a przede wszystkim przegrany. Spoglądałem triumfalnie, a także z ulgą na jego nieprzytomne ciało. Kto wie, jakby przebiegł ten pojedynek, gdyby on przetrwał ten atak. Wiem jedno- nie poszłoby mi gładko.
Ja wygrałem! Po mimo tej zaciętości, zmagań, trudności i utraty sił. Pokonałem wszystkie swoje słabości i przeciwności losu. Ostatecznie nie poddałem się i wytrwałem do końca. Opłaciło się! Obroniłem honor gildii, a przede wszystkim uratowałem blondynkę od tego natręta. Mojej uciesze nie było końca. Gdyby pozostała mi jakaś odrobina siły, to skakałbym z radości. 
Tłum wiwatował i cieszył się z mojej wygranej. Głosy wykrzykujące moje imię napawały mnie dumą. Teraz słowo Natsu symbolizowało nazwę zwycięzcy.  Energia tak mnie rozpierała, że aż miałem ochotę krzyczeć z nimi. Ludzie zaczęli jeszcze donośniej wrzeszczeć, a mi udzielił się nastrój tłumu.
Wzniosłem zaciśniętą pięść do góry, dumnie wyprostowując się. Uśmiechnąłem się, otwierając usta jak najszerzej potrafiłem.
-Woah!- wykrzyknąłem na całe gardło.  
Podnosiłem zaciśniętą pięść do góry i spuszczałem i tak cały czas. W moim gardle zapłonął mała iskra radości. Choć nie wiem, czy ktokolwiek mógł dostrzec ten tlący się ogień. Mimo wszystko, byłem szczęśliwy. 
-Zwycięzcą w tym pojedynku został Natsu Drag ...
-Stop! Jeszcze nie tak szybko.- usłyszałem zachrypnięty głos rywala, który przerwał komentatorowi.
Cień przestrachu przebiegł po całym ciele. Obawa i lęk napawały się moim stanem emocjonalnym. Zacząłem drżeć, tym razem ze strachu.  Z natłoku uczuć aż opadłem na kolana. Moje oczy rozszerzyły się do minimum, kiedy zobaczyły sylwetkę chłopaka unoszącą się do góry. Z tak bliskiej odległości dostrzegłem do dokładnie. Jego liczne rany zaczęły wypełniać się jakąś płynną substancją. Wzdrygnąłem się na ten widok. Mimo to, obserwowałem dalej. Następnie wokół niego powstała para, zasłaniając go całego. Kiedy opadła, niebiesko-włosy stał dumnie wyprostowany. Tyle że tym razem nie miał choćby najmniejszego zadrapania. Posłał mi jeden ze swoich uśmiechów, a ja domyślałem się, że jest to mój koniec.
To jakiś koszmar.  Wewnętrzny głos podpowiadał mi. Przetarłem oczy dłońmi, myśląc, że to tylko złudzenie. Jednak nawet to nie zasłoniło brutalnej rzeczywistości. On jeszcze nie przegrał, a ja nie mam już szans na zwycięstwo. Kenji ma jeszcze mnóstwo sił, kiedy ja najchętniej poszedłbym spać, a przed tym opróżnił całe jedzenie z gildii. 
Kim on jest? 
Zacząłem zastanawiać się. Jego piekielnie szybka regeneracja, czytanie w myślach, magia wody zbliżona do Smoczego Zabójcy, a dodatkowo zna Igneel'a. Jeszcze ta zdolność, przez którą uwolniłem nową moc. Różne myśli uderzały w moje skronie, przez co nie potrafiłem wysunąć tej właściwej, a przynajmniej sensownej idei. Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową. On na pewno nie jest zwykłym człowiekiem ... więc kim ?
Myślenie do nie dla mnie! Za dużo z tym roboty! 
-Eto, zatem kontynuujcie walkę. - obwieścił prowadzący, ponownie się odsuwając od nas.
O ironio! Znowu przyszło mi bić się, choć nie mam już ani odrobiny siły. Ale to nic, zwyciężyłem raz, zrobię to ponownie. Nie splamię dobrego imienia gildii. Uczynię ją najlepszą w całym królestwie Fiore. A wszyscy zebrani tu w Crocus się o tym przekonają. Napędzany determinacją, usiłowałem podnieść się z klęczek. Jednak na marne. Każda kolejna próba kończyła się fiaskiem. Niech to podwójny szlag! Zacisnąłem mocno dłonie, zagryzłem wargę i spróbowałem wstać po raz enty.
-Czyżbyś już nie miał siły? Nie przemęczaj się i grzecznie poddaj.-Kenji udawał zmartwionego moim stanem.-A nawet jeśli tego nie zrobisz, to i tak przegrasz, wiesz? Ale nie martw się, dobrze się zaopiekuję Lucy.- słyszałem drwinę w jego głosie.
-Łapy precz od Lucy.- warknąłem nieprzyjemnie.
-Ona będzie moja zgodnie z zakładem. Więc to stwierdzenie bardziej pasuje do ciebie.- uczynił krok naprzód, tak, że staliśmy twarzą w twarz. No nie dosłownie. Bo ja wciąż klęczałem.-Zapamiętaj, już nigdy nie zobaczysz jej. Nigdy, rozumiesz? Pogódź się z porażką.- wkurzał mnie dalej, a ja już nie umiałem hamować emocji.
Ścisnąłem jeszcze mocniej pięści, aż mi kostki zbielały. Zagryzłem dolną wargę, nie przejmując się, że zrobiłem sobie dodatkową ranę. Niewielka stróżka krwi teraz wolno toczyła się z brody. Nie pozwolę, by Lucy była jego. Teraz, kiedy rozumiem wreszcie swoje uczucia, nie oddam jej. Bowiem ona jest tylko moim cennym kąskiem. Nie mam zamiaru się dzielić blondynką z nikim innym. Jego słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody i czułem, jak siłą na nowo mi powracają. Chwyciłem się ostatniej deski ratunku- przypływu adrenaliny włożywszy całą moc w to, podniosłem się.
-Mógłbyś ze mną wygrać. Mógłbyś mnie pobić do nieprzytomności. Mógłbyś zrobić ze mną co tylko zechcesz, ale powiem ci jedno. - zdziwił się na mój spokojny ton głosu. -Nigdy nie pozwolę by taki prostak jak ty mógł mieć Lucy. - ryknąłem na całe gardło.
Czując jak gniew próbuje wydostać się na zewnątrz mnie, ruszyłem przed siebie. Wykorzystałem zdezorientowanie chłopaka i zamaszystym ruchem wymierzyłem cios lewą pięścią w podbródek. Zanim jednak zdążył mi oddać, uderzyłem go kopniakiem w brzuch. Zatoczył się parę kroków do tyłu i po raz pierwszy wypluł sporą dawkę krwi z gardła. To wszystko trwało sekundy. Musiałem atakować, póki mam siłę i on się nie broni. Kenji usiłował uderzyć mnie ręką w szczękę, ale w porę zniżyłem się i uniknąłem ciosu. 
-Ryk ognistego smoka! - z mojego gardła wydostały się spore ilości ognia, uderzając wprost w ciało znajdującego się blisko przeciwnika.
Niebieskooki pokrył siebie wodą, przez co płomienie nie dosięgły go. Jak on to zrobił? Nagle zniknął mi z pola widzenia i pojawił się za mną. Nie zdążyłem w porę się uchronić przed jego atakiem. Uderzył mnie dwoma pięściami w plecy, a ja pod wpływem jego ciosu poleciałem do przodu i wylądowałem na ścianie areny. Zrobiłem kolejne wgniecenie. 
Siedziałem w miejscu, już nie wiedząc czy krzyczeć z bólu, czy śmiać się z bezradności. Nie wybrałem żadnej z tych opcji i milczałem. Spuściłem głowę. Włosy upaprane krwią przylepiły mi się do czoła. Utrudniało mi to już i tak niewyraźną widoczność. Mimo to za pomocą słuchu mogłem spokojnie ocenić, gdzie znajduje się Kenji. Kierował się właśnie w moją stronę w szybkim tempie. Choć to wiedziałem, nie starczyło mi już sił by po raz któryś tam się podnieść. Dusza wręcz rwała się do walki, lecz jej wola kłóciła się z możliwościami ciała. Wówczas przekroczyłem swój własny limit. Nawet oddychanie przyprawiało mnie o przeszywający ból.
Zamknąłem oczy.
-Takie wielkie słowa z ust przegranego.- zaśmiał się perfidnie. Usłyszałem jak coś podnosi z ziemi.-Powinieneś wiedzieć, kiedy odpuścić.-Otworzyłem jedno oko, by spojrzeć na niego. Trzymał w ręce sporej wielkości kawałek gruzu.- A teraz słodko śpij.
Zaczął mnie uderzać tym "kamieniem" po głowie. Na początku powoli, a potem przyśpieszał i przyśpieszał. Nie liczyłem ile razy wymierzył cios. Słyszałem charakterystyczny chrzęst łamanych kości. Już nie przejmowałem się bólem czy spływającą krwią z mojej głowy. Miałem gdzieś jego działania. Chyba musiał uszkodzić mi mózg, bo ja po tych wszystkich atakach czułem ... ulgę. Odprężyłem się. 
Czy tak ma wyglądać mój koniec? 
Kiedy myślałem, że wszystko się kończy, ktoś dodał mi sił. Poczułem napływ wigoru, a zmęczenie zaczęło zanikać. Ból został całkiem zniwelowany przez płomienie otaczające mnie. Otworzyłem szeroko oczy. Chłopak zamachnął się, by zadać kolejny cios, lecz wtedy ja pochwyciłem za jego nadgarstek. Zatrzymałem jego dłoń z gruzem zaledwie parę centymetrów od swojej głowy. Miałem szczęście, ogromne szczęście. Choć dłoń mi niepewnie drżała, to zacisnąłem jeszcze mocniej ją wokół ręki przeciwnika. 
-C-co ty robisz?- pytał przerażony, próbując uwolnić się z mojego uścisku. Na marne.
-Odwdzięczam tylko za to, co mi zrobiłeś. 
Miażdżyłem mu nadgarstek we własnej dłoni. Dźwięk łamanych kości był ukojeniem dla moich uszu. Jego strach napawał mnie dodatkową siłą. Już nie jest tak cwany, kiedy to ja zadaje mu ciosy. Mógł nie rozdrażniać smoka. Teraz ma za swoje. 
Uśmiechnąłem się.
-P-puść, to parzy. - wyjąkał.
Pokryłem swoje ciało jeszcze większą ilością ognia. Płomienie wprawiały w ruch moje włosy. Kosmyki choć posklejane krwią  to poddawały się działaniom wiatru utworzonego przez moją magię. 
Walcz, Natsu! Walcz i nie poddawaj się. Czyjś głos rozbrzmiał w mojej głowie.
Zdekoncentrowałem się, przez co rozluźniłem uścisk. Kenji wykorzystał to i uwolnił się. Odszedł parę kroków w tył i wypuścił ze swoich ust strumień wody.  Zdążyłem jednak w porę podnieść się do pionu i uniknąć tego.
Nie obchodził mnie teraz przeciwnik. Bardziej interesował mnie głos, który motywował mnie do dalszej walki. Do kogo on należał? Rozglądałem się na boki, jakby to pozwoliło mi znaleźć jego właściciela. 
Kim jesteś? Zapytałem samego siebie w myślach. Nie usłyszałem odpowiedzi.
Zapomniałem o otaczającym mnie świecie i nawet nie zorientowałem się, kiedy niebieskooki powalił mnie na ziemie. 
Pogadamy we śnie, Natsu! Teraz musisz wygrać. Pokaż moc prawdziwego Smoczego Zabójcy! Ujrzałem zamazaną postać wielkiego czerwonego smoka. Kiwnął łbem, rozszerzając swoje usta. Uśmiechnął się. Po raz pierwszy zobaczyłem jego uśmiech. 
Zanim zdążyłam wyciągnąć rękę, by go pochwycić, dotknąć, to obraz zniknął. A ja wróciłem do rzeczywistości, gdzie leżałem na glebie, będąc atakowany przez wroga.
Igneel ... dodał mi sił. Sprawił, że iskra nadziei na nowo zatliła się w moim wnętrzu. Po siedmiu latach mogłem go znowu zobaczyć. Choć na moment, na chwilę, która nadrobiła ten stracony czas. Chciałbym mu tyle powiedzieć i wygarnąć, dlaczego mnie zostawił. Teraz jednak nie miałem czasu. Wygrać tę walkę- o to mój cel.
-Mam cię ... dosyć! - krzyknąłem.
Podniosłem się szybko, za szybko, przez co zakręciło mi się w głowie. Mimo to pod wpływem impulsu zrobiłem zamach łbem i uderzyłem nim wprost w czoło chłopaka. Jego krew trysła, padając na moją skórę. Przypatrywałem się dłużej jego twarzy, która w tym momencie nie wyrażała nic poza zdziwieniem. Słyszałem coraz wolniejsze bicie serca. Powieki stały ciężkie, zaczęły się same zamykać. Czułem, jak ogarnia mnie stłamszone wcześniej zmęczenie. Obraz zaczął się zamazywać, aż w końcu widziałem tylko czerń. Moje ciało leciało w dół. Zderzyłem się z czymś twardy. Wszystko ucichło, a potem tylko ciemność. 
Ja ... przegrałem. 
Przepraszam, Lucy. 
*~~*
20 minut wcześniej
L U C Y
Byłam zła, okropnie zła na cały otaczający mnie świat. A przede wszystkim na sędziów, którzy zrujnowali mój i tak popsuty humor. Kiedy z napięciem obserwowałam zażartą walkę Natsu, to oni śmieli mi przerwać. Ogłosili, że odbędzie się kolejny pojedynek na drugiej arenie. Tłumaczyli się brakiem czasu i jakimiś problemami technicznymi, ale ja im tam nie wierzę. Pewnie chcieli jak najszybciej zakończyć to starcie i udać się do swoich domów. Pff, niech ich diabli wezmą! Jeszcze jak na przeciwność losu w kolejnej bitwie ma wziąć udział Erza. Stałam między wahadłem, a kowadłem. Walki moich obu przyjaciół trwają w tym samym czasie, a ja chciałam obejrzeć oba. Jak miałam być w dwóch miejscach o tym samym czasie? 
Przesunęłam wzrokiem po arenie, zatrzymując go na sylwetce chłopaka. Aktualnie miał sporą przewagę nad przeciwnikiem. Zadawał mu liczne ciosy, a tamten gryzł glebę. Obserwowałam to z uśmiechem na ustach. Nie, żebym była sadystką, tylko cieszyłam się z wygrywania przyjaciela. Chociaż nie wątpiłam w jego zwycięstwo, to nastały takie momenty, kiedy z niecierpliwością oczekiwałam na dalszy rozwój wydarzeń. Jednak te krytyczne chwile mamy za sobą i teraz mogę odetchnąć z ulgą. Mój ukochany wygra, na pewno. Spośród wszystkich magów w gildii, to on ma największą wolę i upór, które nie powiodą go do żadnej porażki. Jego siła bierze się z uczuć, a wówczas jest wspierany przez setkę przyjaciół. Ja wierzę w niego i to się nigdy nie zmieni. Nie muszę się więc martwić i mogę śmiało pójść oglądać walkę dziewczyny.
Zerknęłam ostatni raz na arenę i zaczęłam wstawać z miejsca, przeciskając się przez tłum. Rany nadał dawały się we znaki, po mimo interwencji Wendy. No cóż, ona też ma swoje ograniczenia i nie może wszystkiego wyleczyć. Dlatego też zderzenie z czymkolwiek przyprawia moje ciało o przeszywający ból. Będę więc ostrożna i ...
-Uważaj, jak chodzisz!- krzyknęłam do ktosia, który na mnie wpadł.
Nie raczyłam go obdarzyć spojrzeniem i z oburzeniem zaczęłam otrzepywać swoje ubranie. Jak zwykle spadłam na cztery litery i teraz mój tyłek wołał o pomstę do nieba. O ironio, ja to zawsze mam pecha. W myślach przeklinałam sprawcę. Chyba robiłam przy tym głupkowate miny, bo aż ten osobnik przemówił do mnie, wyciągając pomocną dłoń.
-Przepraszam.- usłyszałam jego baryton.- Na pewno nic ci nie jest? - zapytał ochryple.
Kiedy uniosłam głowę, dostrzegłam jedynie niebieskie końcówki włosów i tajemniczy uśmiech. Z wahaniem pochwyciłam jego dłoń.  Intuicja podpowiadała mi, że nie warto ufać typom w czarnej pelerynie, która zasłaniała wszystko, za wyjątkiem kawałka twarzy. Wstawszy, posłałam uśmiech w podzięce i już miałam odchodzić, gdy ten złapał za mój nadgarstek. 
-Ten znak ... musisz być z Fairy Tail.- powiedział bardziej do siebie niż do mnie.- Ach, więc musisz znać Erzę! I jak ona się ma? Jak teraz wygląda? Jak się czuje? Wszystko u niej w porządku?- zasypywał mnie serią pytań, a mi się one zlewały w całość. Do cholery, na co mam odpowiedzieć? 
Zastanawiało mnie kim jest osobnik, który tak entuzjastycznie wypytuje o dziewczynę. Może to jej jakiś stary przyjaciel, jakaś rodzina albo chłopak! Chociaż to niemożliwe. Bowiem jedynym facetem, który pokochała szkarłatno-włosa, jest ciasto truskawkowe. Innej miłości nie ma. To jest uczucie na zawsze.
-Najlepiej będzie, jak sam ją o wszystko spytasz.- zasugerowałam.
On złapał mnie za ramiona, lekko mną potrząsając.
-Ona tu jest? Gdzie? - radował się jak mały chłopiec.
Ach, dziewczyna znalazła sobie naprawdę wiernego wielbiciela. Aż jej zazdroszczę.
-Za mną.
*~~*
( REMAKE poprzedniej wersji walki)
Wszedłszy na drugą arenę, gdzieś w tłumie zgubiłam tajemniczego osobnika. Przesuwałam wzrokiem po najbliższej okolicy, lecz to nie przyniosło zamierzonych rezultatów. On tak jakby ... zniknął. Budynek zapełniała masa ludzi, ale jego ubiór był na tyle charakterystyczny, że bez problemu powinnam go odnaleźć. No cóż, może umyślnie wmieszał się w widownie, aby ode mnie uciec. Może zwyczajnie mnie nie polubił i nie chciał mojego towarzystwa. Albo tak go ogarnęła tęsknota, że aż przysłoniła mu rzeczywisty świat. Zatracił się w tym, że wreszcie zobaczy Erzę i nie zwracając uwagi na otoczenie, mknął naprzód. Przecież mówił tak entuzjastycznie o długowłosej, więc na pewno nie traktuje ją jak zwyczajną znajomą. Pewnie jest dla niego kimś wyjątkowym. Ukochaną. Na myśl o zakochanej przyjaciółce, uśmiech sam wpełzł na moją twarz. Choć zdawałam sobie sprawę z jej zamiłowania do ciasta truskawkowego, to mimo to jej wielkie serce mogło obdarzyć uczuciem jakiegoś mężczyznę.
Dobra! Muszę odszukać jakieś miejsce, z którego będę mogła bez przeszkód podziwiać walkę przyjaciółki. Przeciskałam się przez ludzi, u których nie obyło się bez oburzenia. Momentami czułam się jak sardynka w puszce, a czasami nie umiałam zaczerpnąć oddechu. Wbrew tym niedogodnościom udało mi się dostrzec na sam przód widowni. Stąd widziałam arenę jak na otwartej dłoni. Zadowolona z końcowych rezultatów spokojnie usiadłam na murku i pełna pasji sunęłam po sylwetce dziewczyny.
Anioł! To pierwsze, co przyszło mi na myśl, po zobaczeniu nieznanej mi dotąd zbroi. Cała srebrna, połyskująca z daleka. Na plecach widniała para anielskich skrzydeł.  Napierśnik tworzyły kwiatowe motywy. Dół  ubioru składał się z białej spódnicy z ozdobnym pasem. Szkarłatne włosy rozwiane przez wiatr, a na nich diadem ze skrzydłami.  A przyodziana w to dziewczyna stała dumnie, całą siłę przenosząc na dwa miecze znajdujące się w jej dłoniach. U wszystkich budziła grozę, to dla mnie wydawała się małą, zagubioną istotką, skrywającą swe uczucia w ciężkich zbrojach.
-Piękna.- szepnęłam, nie kryjąc mojego zachwytu. 
 Nie spodziewałam się, że to jedno słowo wymsknie się z moich ust w nieodpowiedniej chwili. 
-To Zbroja Niebiańskiego Koła.- powiedział mężczyzna, którego wcześniej straciłam z oczu. Zrobił to tak niespodziewanie, że aż podskoczyłam w miejscu. - Jedna z jej ulubionych. Ale rzeczywiście piękna.- przyznał mi rację. 
-Musisz o niej sporo wiedzieć, co?
-Oczywiście. Przecież jesteśmy narzeczonymi.- wypowiedział to z taką powagą, że nie mógł kłamać.
Spojrzałam niepewnie na niego, to na walczącą dziewczynę, to znowu na niego i pogubiłam się. Spodziewałam się wszystkiego. Że to jej znajomy, przyjaciel, wróg, dawna miłość albo obecny ukochany, ale nie TEGO! Wiadomość o narzeczeństwie długowłosej tak mnie zadziwiła, że aż na chwilę odpłynęłam w świat marzeń.
-Aż tak to cię zaskoczyło? - zaśmiał się, na co ja zrobiłam obrażoną misję.
-Niezupełnie. W końcu Erza ma już dziewiętnaście lat. Po prostu nie widzę jej w roli spokojnej i podporządkowującej się żony.
-Ja też nie ... Ale ciasto truskawkowe wszystko załatwi.
-I tu masz rację. - zastanowiłam się jak zwrócić się do niego.- Ktosiu. 
Chłopak ściągnął kaptur, przez co mogłam dokładniej dostrzec tworzący się uśmiech. Na twarzy widniał czerwony tatuaż okalający jego prawe oko. Niewątpliwie jego najbardziej charakterystyczną cechą były tęczówki i oczy tego samego koloru- niebieskiego.
-Mów mi Jellal.- wyciągnął dłoń w moim kierunku.
-Lucy.- odwzajemniłam gest.
-A tak w ogóle wiesz kim jest jej przeciwnik?- zapytałam po chwili ciszy, wzrok znowu wlepiając na arenę.
-To siostra mojego zmarłego przyjaciela. Kagura, o ile dobrze pamiętam. Jest niezwykle silna.
-O, to może być ciężko.- zmartwiłam się.- Ale to nic, Erza rozwali każdego.
-Widzę, że znalazła sobie wspaniałą przyjaciółkę. Zatem zobaczmy jej walkę i potem dokończymy rozmowę.
-Ok ...
Usiadł obok mnie na murku i więcej nie zamienił ze mną słowa. Poszłam w jego ślady i również skupiłam się na pojedynku przyjaciółki. Wciąż stała w tej samej pozycji co przed momentem. Pełna skupienia mierzyła spojrzeniem rywalkę. Ja natomiast usilnie próbowałam powstrzymać mnożącą się ciekawość. Wszak to ona wygrała, więc ja potulna jak baranek przeniosłam wzrok na Kagurę. Dziewczyna szczupła o prostych ciemnych włosach opadających na plecy. Miała na sobie biały żakiet, tego samego koloru buty i czarne rajstopy. Sprawiała wrażenie spokojnej i opanowanej kobiety. Bez cienia niepewności czy wahania trzymała dłoń na rękojeści miecza. Dwaj magowie reprezentowali się naprawdę wspaniale i z pełną klasą. 
Starcie dwóch kobiet ... obie silne i potężne, więc która wygra? 
Szelest...Podmuch wiatru...Widownia ucichła...Chwila nieprzerywalnego napięcia ...1...2...3... Ruszyły!
Kagura zaatakowała. Scarlet uśmiechnęła się tylko i bez problemu sparowała cios,  przechodząc do przeciwnatarcia. Zwinna i szybka- taka w tym momencie była. Jej przeciwniczka z trudem unikała cięć dwóch mieczy. Dostrzegłam zaskoczenie na twarzy siostry Simona. Chyba nie doceniła moją przyjaciółkę. Zapowiadało się na długą i wyrównaną walkę. 
Tytania była niczym uzbrojona wróżka, która swą siłą i powabem kusiła innych. Jej podmiana Rycerza była niezwyciężona. Nic nie mogło się równać z dziewczyną. 
Wykonywała potężne ruchy i płynne uniknięcia. Prezentowała się tak, jakby była w tym profesjonalistką. Dziewczyna musiała się zamyślić na chwilę, bo w ostatniej chwili uniknęła ostrza przeciwniczki zmierzającego ku jej twarzy. Długowłosa odskoczyła na bezpieczną odległość, ale nawet to nie powstrzymało zapędów Kagury. Szybko wymierzyła cios w brzuch Scarlet, lecz ona bez problemu odbiła jej miecz. 
W ruchach Erzy tkwiła gracja. Szybkie pchnięcie mieczem, sprawny bok i uniknięcie ostrza. Jej styl walki powoli przypominał taniec. Ataki mieczami stały się jeszcze płynniejsze niż dotychczas. Hipnotyzowała nimi. Mogłam się zatracić w tym. Mag Mermaid Hell przyśpieszył. Wówczas długowłosa zmieniła rytm. Zrobiła niespodziewany zwód i cięła od góry. Rywalka odskoczyła w tył, w ostatniej sekundzie. Ostrze przemknęło koło jej prawego boku, nagle zmieniając kierunek. Miecz szkarłatno-włosej przeciął żakiet i wbił się w ciało.
Brązowooka milczała. Stała niewzruszona, a jej mimika twarzy nie zmieniła się w ogóle. Zareagowała tak jakby nie poczuła bólu. I to było sporym zaskoczeniem. Normalny człowiek posiadał wszystkie zmysły i reagował na takie bodźce jak zimno, ciepło czy ból. Więc gdyby ktoś zobaczył miecz wbity w żebro i wyciekającą z rany krew, na pewno by na to jakoś odpowiedział. A ona nic. Odskoczyła tylko w bok, wyciągając ze swojego ciała miecz. Mag FT z zaciekawieniem przyglądał się swojej własnej broni, która ociekała cieczą w kolorze jej włosów. Jej wygrana była pewna, lecz ona jakoś się tym specjalnie nie szczyciła. Spokojnie wpatrywała się w rywalkę.
-Przepraszam, nie chciałam tak mocno cię trafić.- powiedziała szczerze.
-Nie wysilaj się na udawanie milutkiej.- warknęła, po raz pierwszy pokazując jakieś emocje.
Długowłosa zdenerwowała się. Widać to było po niej. Bez zawahania cięła od dołu. Myślałam, że Kagura będzie chciała to zablokować, lecz nie, ona zaatakowała od góry. Dwa ostrza zderzyły się ze sobą, przy czym miecz Erzy odleciał w bok, a drugi wbił się prosto w jej ramię. Odskoczyła do tyłu, łapiąc za krwawiące miejsce. Zmarszczyła brwi, powstrzymując się od wydania z siebie jęku bólu. Zagryzłszy dolną wargę, wyciągnęła miecz z ciała. 
Tytania choć ranna, to stoi na dwóch nogach. Prawdziwy upór i determinacja. Ciężko dyszy, a mimo to stawia kroki do przodu. Ramię pokrywa się cieczą w kolorze szkarłatu. Złota poświata okala jej ciało. Dokonuje ostatniej podmiany. Powiew rozwiewa jej rozpuszczone włosy na wszystkie strony. Ona sama zmienia strój na piękne, fioletowe na grubych ramiączkach kimono. W dłoni trzyma jeden symboliczny miecz. Z zachwytem patrzę na jej poczynania.
Wyciąga przed siebie broń. Trzyma ją lekko, aczkolwiek pewnie. Jest teraz poważna jak nigdy dotąd. Kagura również dobywa miecza z pochwy i rusza na Scarlet.
Długowłosa rozstawia nogi i czeka na rywalkę. Pewnie stoi na prawej stopie i paruje miecz brązowookiej. Stal otarła się o stal. Zgrzyt ostrzy. Tytania robi krok do przodu i atakuje odsłoniętą przeciwniczkę. Pełna powabu tnie Kagurę z bliska, oburącz przez klatkę piersiową i brzuch. Krew tryska na twarz dziewczyny, a jej nieprzyjaciółka upada jak długa na podłogę. 
Erza opada na kolana obok nieprzytomnej kobiety. Z jej oczu lecą niepowstrzymane łzy. Choć wiedziałam, że jej jedno oko jest sztuczne, to teraz stał się cud, bo i z niego cisną się krople goryczy. 
Dziewczyna we krwi, skąpana we własnym szlochu i łzach. Wylewa emocje z siebie, pokazując je wszystkim. Ta niepokonana i nieustraszona kobieta płacze. Objawia swoje prawdziwe wnętrze. Staje się kruchą istotą bez ciężkiej zbroi okalającej jej serce. Wyplątuje się z łańcuchów niewrażliwości. Jest wolna.
-Byłaś wspaniała - szepcze do swojej rywalki, a następnie pada koło niej z uśmiechem na ustach.
Wróżka choć powinna upaść, to podnosi się i wygrywa.
Oto prawdziwa Tytania, przyjaciółka, którą zawsze będę podziwiać. 
To właśnie Fairy Tail! Najwspanialsza gildia na świecie.

*~~*
Od Autorki: To jest kompletny bezsens, aż się nie wypowiem. Na wszystko brak czasu. Tak sknociłam walkę Tytani. Taka krótka i bezsensowna. Ale macie wstęp do romansu następnej pary. Przepraszam za tak długą nieobecność i że wracam z takim czymś.  Jak już wspomniałam- na wszystko brakuje mi czasu. Ostatnie dni wakacji, a ja żyję w takim pośpiechu, że nie mam sił na nic. Wasze blogi zacznę komentować dopiero od września, teraz nie dam rady. Ledwo napisałam rozdział Tak więc nie zanudzam i do następnej. Postaram się kolejny rozdział dodać dużo szybciej i żeby był lepszy, dużo lepszy.

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Mini-chan wróciłaś! A-ale dlaczego skończyłaś scenę Natsu w takim momencie? I nie mów że nie udało ci się bo ja jako sadystka i masochistka muszę stwierdzić iż rozdział jest wspaniały i genialny. Dużo krwi, walka Salamandra opisana bezbłędnie. Każde uczucie bólu, determinacji, rezygnacji, wściekłości, pogodzenia się ze swym losem. Mimo tylu licznych ran, mimo tego iż nie mógł złapać oddechu w palące się płuca, a szkarłatna krew pokrywająca jego odmawiające posłuszeństwa ciało, próbował wstać. Wstawał aby za każdym razem upadać. Tylko chwila - tyle było mu dane, aby cieszyć się czymś co tak na prawdę było fikcją. Jest jedynie człowiekiem, który dążąc do ideału, do niesamowitej siły musi z czasem upaść aby na powrót się podnieść. Wspaniale opisałaś każde uczucie. Pogodził się z tym iż jest ktoś kto może być od niego silniejszy, ale nawet z tą wiedzą ukazałaś jak wiele potrafi z siebie dać mimo bólu, podnieść się i walczyć aby nie splamić dobrego imienia, aby uszczęśliwić przyjaciół. W pewnym momencie nieświadomy powoli świata, tego co się dzieje...ból sprawiał mu przyjemność, bo wiedział że nic więcej nie da rady zrobić. Ale to było coś wspaniałego od samego początku do końca. Momenty kiedy był uderzany kamieniem, raniony a krew plamiła ziemię, jego ciało, przeciwnika były piękne(mój sadyzm się ukazuje). Serce waliło mi jak oszalałe kiedy zobaczyłam że dodałaś rozdział, a później jego treść. Wygrywa, przekrywa, wygrywa, przegrywa - zataczane błędne koło porażek i triumfów. Nigdy więcej nie waż mi się mówić, że coś spaprałaś, że coś ci nie wyszło bo jesteś wspaniała w pisaniu i czekam na więcej, więcej i więcej. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział. Natsu został ciężko ranny, na samym końcu nie dał rady utrzymać się w pionie, upadł na ziemię niemalże martwy...przepraszając. To było naprawdę słodkie, zaskoczyłaś mnie kiedy dowiedziałam się iż to Igneel dodawał mu otuchy a chłopak widząc go, chcąc go dotknąć po siedmiu latach ucieszył się. Zapomniał, że smok zawsze będzie z nim wewnątrz duszy i serca. Momenty kiedy różowowłosy uśmiechał się zadając ból, kiedy czuł ulgę wówczas gdy zadawano mu cierpienie ... to mi się podobało! (mówiłam sadyzm i ostatnio stwierdzony masochizm) Jeśli się nie mylę ten chłopak, który pytał o Erzę to Jellal. Tytania która dawno powinna upaść wzbiła się ku górze, wygrywając. Z najsilniejszej dwójki to ona wygrała, chłopak w którego Lucy wierzyła od samego początku, będąc pewna że wygra...poległ niemalże martwy, wycieńczony, zalany szkarłatną krwią porażki. Dodawaj szybko kolejny rozdział. Chcę wiedzieć jak Erza zareaguje na przybysza, jak Lucy przyjmie przegraną przyjaciela. Życzę dużo weny! A i mam nadzieję że tak jak ostatnio dodałam ci otuchy.

      Usuń
  2. Nominowałam cię do Liebster Award, informacje na moim blogu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohayo ! :*
    Gomen, że dawno nie gościłam na blogu, a teraz wracam z informacją tylko :C
    Jak się zobaczymy będziesz mi mogła wygarnąć za to :D

    Nominuję Cię do Liebster Award, resztę informacji masz tutaj http://db-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mini, wypinaj się. (zła Yasha mode on) *zdejmuje pasek i śmieje się niczym diablica* - jeszcze jeden tekst z tym, że napisałaś coś bez sensu, źle, albo coś... zleje ci cztery litery. Przyjadę jakoś do ciebie, choć nie wiem gdzie... Ale Cię dorwę i zleje xD Głupol, na serio tym mnie irytujesz. Bo żeby rzeczywiście gorzej napisała, ale... ale ta walka Natsu i Kenjiego była najlepszą walką jaką czytałam. Nie była przesadna, ani nudna - była idelana, każde zdanie wprowadzało mnie w wizualne wyobrażenia tej potyczki i cały czas trzymało mnie to w napięciu... Lepiej Ci to wyjść nie mogło. To było perfekcyjne!!!! Opisane idealnie, bardzo ciekawie i dokłądnie!
    Lucy piczka musiała pójść akurat w takim momencie?! .... Choć z drugiej strony to kochane i miłe, że tak wierzy w Natsu. Walkę Erzy faktycznie skróciłaś, po wcześniejszej akcji nie czułam takiego napięcia, ale opisy walczącej Tytanii również bardzo mi się spodobał. No i proszę, proszę, kto tu się pojawił xD

    Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, a sam komentarz jest krótki - ale mi również brakuje czasu dosłownie na wszystko, a ja głupia jeszcze dokładam sobie roboty we wszystkim. Wiedz jednak, że rozdział czytałam już kilka dni temu i baaaaaardzo mi się spodobał. Każdy twój rozdział mi się podoba, tylko jak widzę zawsze na końcu twoją samokrytykę to ... *wali czołem w monitor* , błagam cię, naprawdę, podaj mi jeden powód dla którego masz prawo tak pisać xD Bo ja nie znam żadnego :P
    Życzę Ci udanych, ostatnich dni wakacji :***

    OdpowiedzUsuń
  5. TAAK! Nareszcie! Skrawek paringu ErzaxCiasto! Tyle na niego czekałam :D Teraz Jellal może ją sobie zabrać... Bo to on był człowiekiem który wpadł na Lucy?
    Trochę zawiodłam się walką Tytani, jednak czasem faktycznie, jeśli nie ma się pomysłu lepiej odpuścić. Kocham szermierkę, pewnie było by epicko :D
    Walka Natsu była LEGENDARNA! Kiedy mój rywal w upierdliwości się uleczył moje oczy stały się dwa razy większe od głowy! Pewnie gra na kodach xD W każdym razie, chyba nie ma już co liczyć na nakama power-up? Biedny Natsu, jak dowie się, że Lucy opuściła arenę to chyba się zadźga D:
    Nie wiem czemu zawsze sądzisz, że coś ci nie wyszło! Czy był jakiś błąd w transwerze danych i zamiast weny przesłałam ci moje stare nastawienie do życia? Jeśli tak to przepraszam, nie odsyłaj bo ledwo co stałam się optymistką xD Dzisiaj bardzo chaotyczny komentarz mi wyszedł... Ale żyje się tylko raz, co mi tam, nie poprawiam. Przypomnę Ci jeszcze tak na zapas, masz dar i korzystaj z niego jak możesz :) Niech wena po wszechczasy zostanie przy twoim boku.

    OdpowiedzUsuń

Rinne Tworzy