Rozdział XXXIV- Jedyna Magia

~*~
Lucy
Odsunęłam w niepamięć przeszłość. Czas, w którym przeszłam wiele metamorfoz, był mi obcy.  Uśmiech po pierwszym spotkaniu chłopaka i ból, jaki po sobie zostawił, odchodząc. O tych dwóch ważnych aspektach w moim życiu starałam się zapomnieć. Chciałam odgrodzić się grubym murem od tego, co zdarzyło się kiedyś. Unikałam rozdrapywania starych ran po to, by móc cieszyć się teraźniejszością.
Zaczynałam nowy etap w życiu. Już tylko przez mgłę widziałam wspomnienia sprzed sześciu miesięcy. Stawały się dla mnie odległe, coraz bardziej dalekie. Aż pewnego dnia na zawsze oddzielę je od mojego obecnego egzystowania. Wówczas uwolnię się z sideł okrutnej przeszłości i uczynię krok naprzód. Krok ku zrozumieniu rzeczywistości.
Zachód słońca - a pośród niego ja i on - dwie zagubione dusze złączone w jedno. Tkwimy w bezruchu, siedząc na zielonej trawie, trzymając się za ręce. Ja i on - niegdyś nieznane sobie osoby, a teraz najbliżsi dla siebie. Ukochani.
Zerkając na nasze splecione dłonie, uśmiecham się. Ciepło jego ciała uświadamia mi, że to nie sen, a on naprawdę jest przy mnie. Rytm jego serca zgrywa się z moim własnym. To kolejny dowód na to, że jesteśmy tu i teraz. Na to, że żyjemy, że to nie uronienie. To właśnie rzeczywistość.
On głaszcze moją skórę powoli i subtelnie, a ja nie wierzę w to, że w tym narwanym chłopaku tkwi tyle delikatności. Natsu, którego znałam wcześniej nie odważyłby się na taki kruchy gest. Nigdy nie okazałby tych emocji z nutką czułości. Wybuchowy, lekkomyślny, wariacki, porywczy - to cały on - głupek, którego pokochałam najbardziej na świecie.
Ostatnie promienie oświetlają nasze twarze. Oranż pokrywający wieczorne niebo Magnolii powoli zanika. Opieram głowę na ramieniu chłopaka. Zamykam oczy i wzdycham jego zapach. Cieszę się jego bliskością. Kiedyś tylko tęsknota uświadamiała mi, że on żył przy mnie, a miłość do niego była prawdziwa. Teraz on sam pokazuje mi, że nie śnię, że mogę urzeczywistnić moje uczucie.
Cisza dodawała uroku tej chwili. Sprawiała, że ten moment stał się magiczny, wyjątkowy. Bo najpiękniejszy zachód słońca jest wtedy, kiedy można go z kimś dzielić, a to mój pierwszy. Pierwszy, kiedy jest ze mną on.
-Jest pięknie, prawda? - szepnęłam cicho, choć wiedziałam, że mnie usłyszy.
Różowo-włosy zaczerpnął świeżego powietrza, po czym westchnął.
-Tak, tak! - poparł mnie. - Ale głodny jestem... Wracajmy, Lucy! - narzekał, zsuwając mnie ze swojego ramienia i wstając.
Cały idealny, wręcz romantyczny nastrój pękł jak bańka mydlana. Jego prawdziwe ja  ukazało się niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Idiota, no! Pozytywne uczucia ulotniły się ze mnie, a mną owładnęła wściekłość. Wyjątkowo nie starałam się jej w sobie ujarzmić, a pozwoliłam, aby przejęła nade mną kontrolę.
-Głupek! - krzyknęłam, wstając. Zaczęłam iść w stronę chłopaka, a on jakby odruchowo cofał się. - Zapomnij o kolacji!
Salamander zrobił zawiedzioną minę i nadymał policzki.
-Nie! - marudził. - Tylko nie moje jedzonko!
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Owszem. Tylko twoje jedzonko! - przedrzeźniałam się z nim.
Zatrzymałam się z zamiarem odwrócenia się i odejścia w stronę gildii. Jednak, gdy próbowałam to uczynić, to chłopak przewrócił mnie na trawę i zawisnął nade mną.
-Coś mi się wydaje, że jednak zrobisz mi dziś kolację.


~*~

-Mistrzu... - odchrząknęłam. - Nie powstrzymasz mnie!
Uderzyłam z impetem dłońmi w blat biurka, za którym siedział mężczyzna. Zmarszczył on jedynie brwi, karcąc mnie srogim spojrzeniem. Zarzucił nogi na mebel i rozłożywszy się wygodnie na fotelu, wziął głęboki oddech. Nie cierpiałam być pozostawiana w niepewności, a bezczynność ze strony staruszka wówczas do tego doprowadzała. Miałam ochotę dać upust emocjom i wybuchnąć, ale powstrzymywałam się ostatkami sił woli. To moje życie. To ja decydowałam o nim. Przynajmniej to postanowiłam w dniu, w którym opuściłam rodzinny dom. Tam ciągle mi nakazywano i rozkazywano, nie liczono się z moim zdaniem. Chciałam to zmienić i wreszcie zaznać czegoś odległego.
W O L N O Ś C I.  Marzyłam o niej od dawna. Od momentu, gdy moja rodzicielka zmarła. Ze zniecierpliwieniem oczekiwałam dnia, w którym stałabym się pełnoletnia. Natenczas wybierałabym wszystko sama. Opuściłabym tę klatkę zniewalającą mnie i stawiłabym czoła rzeczywistości. Nawet jeśli życie stałoby się okrutne, to ja zaakceptowałabym go, bo sama o nim zdecydowałam. Decyzje podejmowane przez nas same, nie ważne dokąd nas zaprowadzą, zawsze są lepsze od czyjeś narzucanej nam woli.  Z tą myślą wstąpiłam do gildii, wierząc w to, że tutaj jestem wolna. Sądziłam, że wśród nieznanych osób - mojej nowej rodziny zostanę niezależna. Tymczasem stało się na odwrót. Znowu ktoś rozkazuje mi, co mam robić!
-Lucy - zaczął spokojnym tonem. - Kategorycznie ci tego zabraniam. Rozumiesz? - zapytał, chociaż to zabrzmiało jak żądanie.
Pokiwałam przecząco głową. Nie byłam przekonana do jego zdania.
-To niech lepiej Mistrz zrozumie - wykrztusiłam pewnie. - Jestem praktycznie dorosła. Mogę sama decydować o sobie. Nie muszę cię słuchać - wygłosiłam swój monolog, nawet nie wiedząc, jak te słowa ranią go.
Wlepił we mnie posępny wzrok, zmieniając pozycję na krześle.
-Moje drogie dziecko... - zaczął. - Czy ty naprawdę sądzisz, że robię to ci na złość? Albo że to moje widzimisię? Posłuchaj. Należysz do Fairy Tail, jesteś częścią rodziny, a ja, jako rodzic muszę bronić swoje pociechy. To zbyt niebezpieczne. Dlatego moja odpowiedź się nie zmieniła.
-Ale ... ja nie jestem słaba!
Na pomarszczonej twarzy staruszka pojawił się półuśmiech.
-A czy ktoś powiedział, że jesteś słaba? - zaśmiał się. - Lucy, jesteś wspaniałym magiem. Wygrałaś walkę w Starciu Magów, uczestniczyłaś w wielu misjach. Jesteś silna, bardzo silna. Ale utraciłaś magię, więc jesteś bezbronna w obliczu zagrożenia. Nie wystawię cię na pewną śmierć. Jeśli bym się zgodził, pewnie umarłbym przez zamartwianie się. Jesteś ważna dla wszystkich z gildii.
Skruszona słowami Mistrza skryłam natarczywe emocje we wnętrzu i choć byłam skąpana w nerwach, to opanowałam się. Spuściłam głowę w dół.
-Dziękuję. Naprawdę doceniam to. Ale ... jeśli nie zaryzykuję, to nie zyskam. Niebezpieczeństwo czai się w każdym zakamarku, więc nie ma sensu skrywać się, bo to ono dopadnie mnie pierwszą. Muszę stawić czoła przeznaczeniu i zmierzyć się z nim. Chcę to zrobić dla najbliższych, a przede wszystkim dla samej siebie. Taka jest moja decyzja, Mistrzu. Proszę, uszanuj ją - wyszeptałam cicho.
Twarz mężczyzny wyrażała intensywne skupienie.
-Mimo twojej odwagi i pięknemu postanowieniu nie mo ...
-STARUSZKU! - wydarł się wchodzący do gabinetu chłopak.
Drzwi z hukiem wyleciały z zawiasów. Obróciłam się za siebie, a widząc charakterystyczne różowe włosy przyjaciela, ucieszyłam się. Pojawił się akurat teraz, gdy go najbardziej potrzebowałam.
-Do cholery z tobą, Natsu! - krzyk Makarova rozniósł się po pomieszczeniu, jak nie po całym budynku. Rozjuszony wstał gwałtownie, przez co krzesło wylądowało na podłodze.
-Też się cieszę, że ciebie widzę, staruszku! - uśmiechnął się szeroko i stanął niedaleko mnie.
Położył mi dłoń na ramieniu, dodając tym gestem otuchy. Czułam ciepło roztaczające się w miejscu, gdzie dotykał mojej skóry. Tak przyjemne i znane mi uczucie. Patrzył na mnie, jak ja zszokowana zerkałam na nieźle wkurzonego mężczyznę. Kątem oka różowo-włosy spoglądał to na mnie to na Mistrza. Mój umysł ogarnął wszechobecny wstyd. On ... martwił się o mnie.
-Byłaś dzielna, resztę zostaw mnie - wyszeptał to tak, abym tylko ja usłyszała.
Przytaknęłam niepewnie, nie wiedząc, co zamierzał uczynić.
-Co cię do mnie sprowadza? - mówił Dreyar, próbując zapanować nad narastającą złością. - Poza tym, nie możesz chociaż raz wejść w cywilizowany sposób jak normalny człowiek? - ryknął tak głośno, że aż wszyscy w gildii ucichli.
-To co, staruszku. Mogę ją już zabrać na trening czy chcecie sobie dalej pogawędzić? - chłopak kompletnie nie zwrócił uwagi na słowa Makarova i kontynuował. - Jeżeli skończyliście, to ją zabieram i ...
-Jak to zabrać? - zdziwił się. - Lucy, ty chcesz iść z Natsu?
-No tak ...- zawahałam się.
-To czemu nic nie mówiłaś? - drążył temat.
-Bo przerwałeś mi po słowach - Mistrzu, wyruszam na trening - rzekłam zrezygnowana.
-Naprawdę? - zaczął się nerwowo śmiać.
Twarz staruszka pokryły rumieńce. Podrapał się z tyłu głowy, ukrywając swoje zażenowanie.  To cały Mistrz, jakiego znam.
-W takim razie, macie moje pozwolenie - powiedział. - Jednakże przed wyruszeniem, musicie coś wiedzieć - zaciął się i spoglądnął na mnie. - To dotyczy ciebie, Lucy.

~*~
Wywędrowałam z gabinetu Mistrza z mętlikiem myśli. Setka nowych informacji usiłowała przyswoić mi się do świadomości. Lecz ja nie dawałam za wygraną - nie chciałam tego zapamiętać. Nieco roztrzęsiona stawiałam niepewnie kroki do przodu. Co przyniesie jutro - kolejny dzień? Czy kiedykolwiek zaznam szczęśliwych dni?
Ciągłe zagadki, tajemnice, sekrety - miałam tego serdecznie dosyć. To wszystko zmieniało diametralnie moje życie. A to przez spotkanie jej, Ami. Teraz narodziło mi się jedno pytanie - kim tak właściwie była moja duchowa przyjaciółka i czemu nie zdradziła mi prawdziwego znaczenia tej magii? Czemu mnie oszukała?
Straciłam zaufanie do niej. Czyżby wykorzystała mnie do tego, aby wieść szczęśliwe życie z ukochanym? Zeref ... ten chłopak był owiany tajemnicą. Smoki, Magia Gwiazd, Smoczy Zabójcy, Ami ... co tak naprawdę wydarzyło się 400 lat temu? Czym jest moja moc?
-Lu-chan! Wszystko w porządku? - usłyszałam zmartwiony głos Levy, która wybudziła mnie z letargu.
-W jak najlepszym - odparłam niezbyt przekonującym głosem.
Niebiesko-włosa zmarszczyła tylko brwi i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej. Po jej minie wywnioskowałam, że nie łyknęła mojej odpowiedzi i zorientowała się, że coś nie tak. Ale to nic dziwnego przy takiej bystrej osobie jak ona. Potrafiła dedukować i rozwiązywać najbardziej zawiłe niejasności.
-Mów, co się stało - mruknęła i dłonią pociągnęła mnie do najbliższego wolnego stolika.
Rozglądnęłam się na boki, czy aby żaden wścibski podsłuchiwacz nie znajduje się w pobliżu nas. Gdy ujrzałam tylko pustkę, poczułam ulgę.
-No więc... wyruszam na trening. Trening z Natsu.
-To cudownie - niebieskooka zaśmiała się i teatralnie zaklaskała w dłonie. - Więc w czym problem?
-No, towarzystwo chłopaka mi nie przeszkadza, szczególnie po tym, że dopiero powrócił. - przyznam, czując, jak policzki mnie pieką. - Chodzi mi o to, że wpakowałam się w niezłe tarapaty.  I nie wiem, czy sama sobie poradzę.
-Martwisz się, że czynszu nie będzie miał płacić podczas twojej nieobecności? Oj, bidulko.
-Umm... nie w tym rzecz! - oburzyłam się, nadymając policzki. - Jedyna Magia ... mówi ci to coś? - ujrzawszy błysk w jej oku zrozumiałam, że trafiłam na odpowiednią osobę.

~*~
Od autorki: Ahoj, kochane! :) Jak mnie tu dawno nie było. < łapię się za głowę> Całe dwa tygodnie, a ja wracam z takim czymś. Napisałam tylko tyle w ciągu ostatnich dni, a nie chciałam przedłużać i postanowiłam dodać to, co jest. Czasu ciągle nie ma i coraz bardziej go tracę - takie uroki 3 gimnazjum. Nauka, testy, sprawdziany, projekty- moje szkolne życie pochłania praktycznie cały czas. A jak już mam tę chwilę spokoju, to zawsze znajdzie się coś do roboty. Ale zamierzam to w niedługim czasie zmienić. Muszę sprostować tą sagę, bo wiem, że niektórzy mogli się pogubić, więc tak w skrócie.
Wydarzenia tj. szukanie pamiętnika Ise, Starcie Magów, odejście Salamandra to wspomnienia Lucy po tym, jak zyskała nową magię. II sagę przerwałam właśnie w momencie, kiedy blondynka decyduje się na trening. Następnie była właśnie ta saga "wspomnień" - sześć miesięcy. Teraz natomiast wracamy do teraźniejszości i kontynuujemy w chwili, gdy Lucy będzie się uczyć nowej magii. :)))))))
Zaznaczam jeszcze jedną rzecz- fabułę do końca opowiadania mam już zaplanowaną. Jeśli wyjdzie tak, jak mam w planach, to będzie to około 70 solidnych rozdziałów. Postaram się pisać coraz dłuższe, coraz lepsze i coraz częściej, o ile czas mi na to pozwoli.
Dziękuję wszystkim stałym czytelniczkom, które nigdy mnie nie zawiodą i znajdą czas na skomentowanie i ocenę moich wypocin.
Pragnę też przeprosić Animkę-chan. Czytałam bloga na bieżąco, ale przestałam komentować po chyba 61 rozdziale. W ten weekend zamierzam to nadrobić, byś nie zapomniała, że ktoś taki jak Mini czyta i uwielbia twoje opowiadanie. Stąd też ta dedykacja dla ciebie, choć nie wiem, czy jeszcze to czytasz. :)
 To tyle z mojej długiej przemowy. Jak zwykle- bieżące informacje na twitterze. :] Co do drugiego opowiadania- pojawił się prolog, lecz póki co nie planuję rozpocząć opowiadania na dobre. Do następnej!

6 komentarzy:

  1. Ojojoj.. moja panno.. to żeś sobie nagrabiła ;<
    ale..


    za to, że tak zajebiście wyszedł Ci ten rozdział - wybaczam! I czy nadal to czytam? Porypało Cię? No pewnie, że czytam! (chociaż nie komentuję zbyt często, co większość zauważyła po swoich blogach..)
    Co więcej powiem.. czytając ten rozdział, miałam wrażenie jakby pisała go inna osoba xD nie wiem czemu, ale z rozdział na rozdział piszesz coraz lepiej, naprawdę! Jestem pod wrażeniem i składam niski pokłon w Twoją stronę ;*

    Za dedykację baaardzo dziękuję, cieszy mnie to, że jeszcze o mnie ktoś pamięta :* <3

    A i p.s... taka malutka, tyci prośba.. mogę prosić o linka do drugiego opowiadania? xD chętnie bym przeczytała Twoje drugie dzieło ^^

    A tymczasem ślę mnóstwo całusów, uścisków i weny! ;*
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie ciepłe słówka :* :)))) A tu link do drugiego bloga: http://tears-of-memory.blogspot.com/

      Usuń
  2. Ei no trzecia ;___; A tak chciałam być pierwsza ;C No nic ... Ostatnio mi to nie wychodzi ;3
    Gomen ale szkoła mnie wykancza więc skomentuje jutro należycie ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam początek rozdziału, ale resztę jutro przeczytam, i wtedy dam dłuższy komentarz. :))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę Ci... 70 rozdziałów w planach... zazdroszczę też samej sobie, bo już się cieszę że będzie co czytać xDDD Wiesz , że uwielbiam twoje opowiadania, więc jestem przeradosna teraz :D Ale zazdroszczę tobie zapału, weny, chęci... Mi tego brak i nie wiem co zrobić z tym fantem... Mniejsza, nie bede się tu wyżalać xD
    Rozdział pod względem opisów i uczuć był jak zwykle niesamowity! Boski wręcz! Z fabułą, pomijając fakt że teraz zaczyna się teraźniejszość... hmm, no niby dużo akcji nie było, ale wydarzyło się wiele - nawet bardzo wiele biorąc pod uwagę długość tego rozdziału (do najdłuższych nie należy, ale jest bardzo treściwy ;P)
    Makarov mnie rozwalił po całości - taki troskliwy, zmartwiony... a nawet dobrze nie wiedział o co chodzi xD Tak samo Natsu, piękna sceneria przy zachodzie słońca, a ten z jedzeniem wyskakuje :facepalm:
    No ale teraz trening z Dragneelem, nowa magia Lucyny, no i na koniec wspomnienie Levy (omal co nie napisałam Levi xD) o jedynej magii... Zeref, Ami, 400lat... czy to będzie miało też coś wspólnego z treningiem? ;>
    Kochana, życzę ci, abyś nie traciła zapału na pisanie, byś zawsze miała wene, chęci i czas. A jeśli na serio masz zamiar pisać jeszcze lepiej, to ja nie wiem, chyba przy czytaniu wybuchnę od nadmiaru wrażeń i emocji xD Trzymaj się ;) :***

    OdpowiedzUsuń

Rinne Tworzy