Rozdział XXXII- Gorycz rozpaczy

*~~*
N A T S U

-Obudź się - szeptał ktoś. - Do cholery, otwórz te oczy!- namawiał mnie, a raczej zmuszał do wykonania tej czynności. Powtarzał te same słowa wielokrotnie, a z każdym kolejnym razem - niecierpliwość plątała się z jego tonem głosu. Wówczas niczym nie przypominał osoby- która jeszcze przed sekundą, powiedziała : No, starczy tego leniuchowania. 
Miałem dość. Tego cholernego zrzędzenia oraz samej osoby, która to wypowiadała. Nie zamierzałem zrobić tego, co prosiła. Wolałem pozostać tak, jak teraz. Leżeć i mieć spokój- oderwać się od rzeczywistości. Nie chciałem wracać do prawdziwego świata- tam, gdzie rozczarowałem najbliższych. Ja przegrałem - na samą myśl o tym, gniew usiłował mną zawładnąć - i nie podołałem pokładanym we mnie nadziejom. Jak więc mogłem spojrzeć przyjaciołom prosto w oczy? A szczególnie w te piękne, brązowe tęczówki Lucy. Tak, to ona najmocniej wierzyła. We mnie i moje zwycięstwo. 
Bałem się. Przerażała mnie niewiedza o reakcjach członków gildii. Co, jeśli zaczęliby mnie wyśmiewać, a co więcej odwrócili się ode mnie ze względu na moją porażkę? Co, jeśli blondynka nie chciałaby mnie znać? Nie przeżyłbym tego. Tego odtrącenia od bliskich osób. Zacząłem powątpiewać w więzi łączące mnie z przyjaciółmi. Pozwoliłem, by zapanował nade mną strach i pesymizm. Wówczas, gdy poddałem się przytłaczającym mnie uczuciom, wmówiłem sobie, że zamknięte oczy będę lepszą alternatywną. Ciemność przysłaniała widok na świat zewnętrzny. Wewnętrzny głos szeptał mi, że odwlekanie uniesienia powiek przyniesie coś dobrego, pozwoli mi odciąć się od wszystkiego. Tak naprawdę już sam nie wiedziałem, co czynić, po prostu nie umiałem zmierzyć się z rzeczywistością. 
Niewątpliwie skończył się dla nas udział w Starciu Magów- już nie będziemy zmagać się w ciężkich walkach; już nie przelejemy kropel potu i krwi; już nie zapłaczemy nad naszym zwycięstwem. Jedyne, co nam pozostało, to gorycz rozpaczy nad obecną codziennością. Choć odniosłem porażkę to nauczyłem się czegoś. Nie byłem niepokonany. Jeszcze wiele drogi przede mną, jeżeli pragnąłbym stać się silniejszy. Tylko pytanie- czy nie załamię się po tej przegranej i nie poddam całkowicie? Może warto by pomyśleć o porzuceniu ścieżki maga. 
Ta decyzja nie należałaby do najłatwiejszych. Kłóciłaby się z moimi dwoma celami w życiu - odnalezieniem smoka i chronieniem blondynki. A przez to pierwsze postanowienie, a raczej osobę, którą wciąż szukam, mogłem stać się tym, kim teraz jestem. Smoczy Zabójca ... Tak, to właśnie z tego tytułu i rodzaju magii byłem najbardziej dumny. Ta moc splotła mnie grubym węzłem z przeszłością, której nigdy nie zamierzałem się wyzbyć. A raczej nie umiałem porzucić wspomnień o moim bohaterze. 
Nie zapomnieć przeszłości, nie planować przyszłości, żyć teraźniejszością - to obrałem sobie za cel do zrealizowania, po tym, jak po raz pierwszy ujrzałem Lucy.
Chciałem u jej boku spędzać każdy dzień. Śmiać się z nią i płakać, dzielić swoimi uczuciami i zmartwieniami, powierzyć jej moje największe sekrety, a także poznać jej. To mogłoby być wspaniałe życie, ale ja oczywiście wszystko spieprzyłem. Schrzaniłem na całej linii. Zawiodłem jej wiarę pokładaną we mnie. Nie miałem więc prawa, by z nią przebywać. Nie zasługiwałem na nią. 
Od jej wstąpienia do gildii, cały czas czyniła postępy. Polepszała swoją magię, poznawała nowych przyjaciół, zmagała się z przeszłością i utratą najbliższych. Po doznaniu tylu cierpień i radości przeszła metamorfozę. Zmieniła się. Wydoroślała emocjonalnie. Stała się nową Lucy. Ona kroczyła wciąż naprzód,  a ja stałem w miejscu. Choć miesiące i lata mijały, to dla mnie czas zatrzymał się w dniu, kiedy Igneel zniknął. 
Musiałem uwolnić się z sideł przeszłości, aby móc żyć tym co teraz. Musiałem zacząć od nowa. Chcąc to uczynić, postanowiłem cofnąć się w czasie.
Wrócić do tego bolesnego dnia, gdzie pewien rozdział w mojej egzystencji zamknął się. Udać się tam, gdzie nastał początek końca - bezdenna otchłań rozpaczy skrywanej głęboko w sobie.

*~~*
" Igneel... To było pierwsze słowo, jakie wypowiedziałem po odzyskaniu świadomości. Szeptałem imię smoka niejednokrotnie, a echo tego wyrazu mieszało się z tępym bólem głowy. Miałem wrażenie, że moje skronie palą się żywym ogniem. Choć na co dzień obcowałem z tym żywiołem, to tym razem wydawał mi się obcy. Płomień atakujący moje ciało na pewno nie należał do mnie. Był zbyt potężny.
Obudziłem się. Całe moje ciało pulsowało bólem, więc z trudem udało podnieść mi się do pozycji siedzącej. Rozglądnąłem się dookoła siebie, ale nigdzie nie mogłem dostrzec smoka. Znajdowałem się na środku wielkiej polany sam. Wstałem. Z szybko bijącym sercem kierowałem się w stronę zachodzącego słońca. Dziś kolor nieba mieszał się z oranżem i krwistą czerwienią. Czułem, że bliska mi osoba, cierpi. Sklepienie wyglądało tak, jakby zostało skąpane w kałuży szkarłatnej cieczy. To na pewno nie zwiastowało niczego dobrego.
-Igneel!- krzyknąłem drżącym głosem. Ale odpowiedziało mi tylko echo. 
Potykałem się o wystające korzenie czy też źdźbła trawy. Mimo to, szedłem dalej. Mój ojciec na pewno gdzieś tutaj jest. Nie poddając się i wierząc w coś nierealnego, kroczyłem donikąd. W końcu byłem tylko dzieckiem, które miało jedną ważną osobę - smoka, który zaopiekował się niesfornym berbeciem. 
Na dworze zaczęło się ochładzać. Temperatura gwałtownie spadła. Zerwał się porywisty wiatr, który unosił moje różowe włosy. Opatuliłem się dłońmi wokół ramion i upadłem na ziemię. Zacząłem łkać żałośnie. Płacz wypełniał całą najbliższą okolicę. Mały, niczego nieświadomy chłopiec zdał sobie sprawę, że został po raz kolejny porzucony. Łzy nie oznaczały smutku czy też złość, one wypłukiwały tęsknotę z serca dziecka. 
Nagle jeden samotny skowyt smoka przeciął nocną ciszę pomieszaną ze szlochem. Uniosłem załzawione oczy ku niebu i wtedy ujrzałem dwa smoki. Niewyraźne sylwetki tych stworzeń dodały mi otuchy. Choć już sam nie widziałem, czy to było złudzenie, czy prawda, ale postanowiłem uwierzyć w to. Chwycić się ostatek nadziei na odnalezienie go. 
Złapałem za biały szalik - prezent od Igneel'a, ścisnąłem go w dłoniach i postanowiłem.  
Znajdę cię nawet na końcu świata, więc powiedz mi tylko, gdzie jesteś, tato. "

*~~*

-Starczy tych zadumań, młody- usłyszałem znajomy głos. - Myślenie to nie twoja mocna strona - dodał.
Wspomnienia niczym kawałki puzzli zaczęły się układać, tworząc całość. Przypadkowe urywki z mojego dzieciństwa i z trenowania ze smokiem pojawiały się przed moimi oczami. Każde z nich było mi w jakiś szczególny sposób bliskie. Może to dlatego, że we wszystkich występował on. Ujrzałem wiele wydarzeń z mojego osiemnastoletniego istnienia, tak, że wszystkie wyryły mi się w pamięci jeszcze bardziej. Uśmiech, radość, szczęście, miłość, odwaga, podziw, determinacja, upór- tym wypełnione zostały chwile z przebywania ze smokiem. 
-Igneel ... - szepnąwszy niemal niepewnie, otwarłem dotąd zamknięte oczy i podniosłem się do pionu.- To ty, prawda? - kontynuowałem.
Począwszy dojrzałem tylko gęstą mgłę, ale kiedy ona opadła, widoczność wyostrzyła się. Zobaczyłem wtedy go w całej okazałości. Wielki, potężny, czerwony ... smok. Wyglądał dokładnie tak, jak ukryłem go w myślach. Nic się nie zmienił. Wstałem. Uczyniłem krok naprzód i zawahałem się nad kolejnym posunięciem. Niepewność dotycząca gestów i ruchów, niewiedza w wypowiedzeniu słów. Co mam robić? Jak się zachowywać? 
Czyń zawsze wszystko zgodnie z głosem sercem - słowa niegdyś wypowiedziane przez smoka teraz stały się motywacją do dalszych poczynań. 
-Znalazłem cię - rzekłem to, co od długiego czasu pragnąłem. - Tato. - skierowałem w jego stronę, uśmiechając się.
Podbiegłem do niego. Wyciągnąłem niepewnie dłoń i mocno złapałem za jego pysk. Siedem lat. Tyle czasu czekałem, aby znowu go zobaczyć. Tyle dni i nocy spędziłem na szukaniu go. A teraz się pojawił ... w momencie, gdy zwątpiłem w nasze ponowne spotkanie, w chwili, gdy go najbardziej potrzebowałem. Zamierzałem poddać się w walce z Kenji'm, ale wtedy smok zmotywował mnie do uporu, do dążenia do obranego celu. Marzyłem o tej chwili, a mimo to nie wiem od czego zacząć.  Chciałem mu tyle rzeczy opowiedzieć, o wiele zapytać, poskarżyć się. Porzuciłem myśl o wygarnięciu mu, że mnie zostawił. Liczyło się tylko, że był. Tu i teraz. Przy mnie. 
-Jesteś tak samo bystry jak zawsze- zripostowawszy, wypuścił powietrze z pyska. - Ktoś tu się chyba stęsknił, co? Zachowujesz się jak baba, nie tego cię uczyłem.
Słysząc karcący głos Ojca, powstrzymałem zbierające się do oczów łzy. Poczułem się tak nostalgicznie, jak za dawnych dobrych czasów. Kiedy ledwo oderwawszy się od pieluchy, próbowałem pokonać smoka. A wtedy za każdym razem obrywałem, a siniaki natenczas nabite znikały czasami po paru miesiącach. Chociaż często ból nie odstępował mnie na krok, to niczego nie żałuję. Bowiem mogłem nauczyć się potężnej magii i choć trochę zaznać rodzicielskiej miłości. Byłem cały czas spętany przeszłością, żyłem tym, co kiedyś, lecz teraz po ujrzeniu go, postanowiłem uwolnić się z sideł, które zatrzymały mnie w miejscu. Mogłem przeciwstawić się dawnym wspomnieniom i zamknąć tamten rozdział na dobre.Wreszcie pożegnam się z osobą, która nauczyła mnie, czym jest miłość. 
-Ty stara mordko!- wyszczerzyłem swoje kły od ucha do ucha.-  Jak tam ci się wiedzie? Bo widzisz ja cię szukałem przez te wszystkie lata. Chociaż często traciłem nadzieję, to nie poddawałem się. A dzięki temu poznałem wiele przyjaciół. No może poza jednym. Nie znoszę lodowego gołodupca. Aha, wstąpiłem też do gildii. Nie wiem, czy wiesz, co to jest. Ale są tam magowie i wiesz i wszyscy tacy jak ja, to znaczy nie tak samo silni, ale równie mili i wiesz co- spojrzałem na niego z zaciekawieniem.- Mam się dobrze- mówiłem to szybko, zapominając o oddychaniu. W konsekwencji musiałem na chwilę zatrzymać się w paplaniu i zaczerpnąć dwa pełne wdechy.
-O wszystkim wiem, Natsu - zaśmiał się. - O twoim dorastaniu, treningach, rywalizacjach, walkach przyjaciołach i ... miłości. O wszystkim. 
Jedna jedyna łza, jaką postanowiłem uronić, wypłynęła z mojego oka. Nie oznaczała ona słabości, lecz silną tęsknotę do smoka gromadzącą się przez te wszystkie lata. 
-Skąd? - wychlipałem.
-Stąd- skierował swój ogon w moją stronę i dotknął nim miejsca, gdzie leży serce.- Zawsze byłem przy tobie i czuwałem nad tobą- zatrzymał się na chwile.- Przez te wszystkie lata nie mogłem się nadziwić, że ten nieznośny brzdąc tak szybko dorósł- uśmiechnąwszy się, obnażył kły.
-Tak bardzo mi cię brakowało!  - przyznałem.
Toczyłem bitwę między sobą. Bitwę o swoje prawdziwe uczucia. Ledwo skoncentrowałem się na jednym z nich, a za raz drugie przybywało w odwecie i próbowało mnie poskromić. Przez targające mną emocje były dwie alternatywy, z których mogłem skorzystać. Kryć swoje rzeczywiste intencje i upodobnić się do kogoś innego lub przemóc się i okazać jedno z uczuć. Skorzystałem z tej drugiej opcji.
-Mi ciebie też, smarku! - bąknął pod nosem, ni to obraza, ni to kpina.
Mina momentalnie mi zrzedła.
-Że jak mnie nazwałeś, ty stary pryku? - moja dłoń zsunęła się z pyska smoka, po czym zacisnąłem jej w pięść. - Odszczekaj to, nie! Od-od skowycz to! Czy cokolwiek tam robisz. - Nie kryłem swojego narastającego gniewu.
-Tak jak słyszałeś - mruknął. - Dobra, wyluzuj młody. Nie pora teraz na ckliwe rozmowy. Mamy o wiele ważniejsze tematy do przedyskutowania. - Jego ton głosu nie wskazywał na to, że żartuje.
-Na pewno mnie to nie zainteresuje - zacząłem się z nim droczyć. - Kogo zainteresowałaby jakaś tam gadanina podrzędnego smoka. Cha! Nikogo - śmiałem się, przez co oberwałem jego ogonem po głowie.
-Ej! - oburzyłem się. - A to za co? - zapytałem.
Zielonookie stworzenie zmarszczyło jedynie zabawnie brwi.
-Za chęć do życia! - odgryzł się. - A teraz na poważnie. Jeśli nie chcesz się dowiedzieć o tej blondynce Luigi czy jak jej tam, to nie - powiedział jakby od niechcenia.
Słysząc wzmiankę o Lucy, zesztywniałem. Dreszcz przestrachu przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. Mięśnie napięły się. W kościach czułem, że to nie będzie nic wesołego w stylu rozmiaru biustu. Zacisnąłem pięść i taksując smoka, warknąłem:
-Mów!
 Igneel westchnął.
-Wiedz, że sam tego chciałeś ...
-Jak powiedziałem, że mów, to masz to zrobić, Igneel.
-Usiądź - polecił. - To zajmie dłuższą chwilę - poinformował. Z niechęcią zrobiłem to, co kazał.
Siedziałem jak na szpilkach, wyczekując jego monologu. Przez myśli przelatywały mi same czarne scenariusze. Żaden nie był wypełniony kolorowymi barwami i pozytywnymi uczuciami. Obawiałem się najgorszego, że ją stracę. Zaraz po tym jak uświadomiłem sobie, co do niej czuję.
Kocham Cię - jeszcze nie zdążyłem jej tego powiedzieć. Ale po skończeniu tej rozmowy, to się zmieni.
-Siedem lat temu Wodny Smok miał wizję. Widział w niej blond dziewczynę otoczoną jaskrawą poświatą. Wymawiała ona jakieś nieznane dla niego słowa. Dookoła niej unosiły się złote klucze. Najbardziej niepokojące w tym wszystkim było to, że jakiś osobnik wykrzyczał : Utraciła magię, abyś znowu wróciła do dawnej postaci, kochana. Nie pamiętam, co wydarzyło się dalej, bo dosyć dawno to słyszałem - zazgrzytawszy zębami, mówił dalej. - Nie przerywaj mi! - warknął, gdy ja już otwierałem usta, by coś napomknąć. -Nie zainteresowałbym się tym pewnie, no bo co mnie obchodziła jakaś ludzka kobieta, ale dziewczyna pasująca do tej z wizji pojawiła się w twoim życiu. Czując twoje uczucia i widząc to, jaki ma ona na ciebie wpływ, nie mogłem tego tak zostawić ... Nie chciałem, byś więcej cierpiał. Pomógłbym ci za wszelką cenę! Pragnę w ten sposób wynagrodzić ci te lata, kiedy nie było mnie przy tobie. Jesteś dla mnie ważny, szczylu! - skończył wypowiedź.
Byłem zaskoczony jego słowami. Nie spodziewałem się usłyszeć tego z jego ust. Bardziej jednak rozmyślałem nad częścią o przyjaciółce. Jeśli to prawda, to jest w niebezpieczeństwie. A ja nie ochronię jej w swoim obecnym stanie. Muszę stać się silniejszy!
-Dzięki, tato.
-Powiedz mi lepiej, jaka twoja decyzja.
Nadszedł chyba ten moment, gdy trzeba podjąć ważne postanowienie mogące odmienić dotychczasowe życie. Mogło pozostać tak jak teraz, ale musiałabym się liczyć z tym, że utracę ważną dla mnie osobę. Albo mogłem opuścić ją i trenować, aby stać się silniejszy. Umierałbym pewnie z tęsknoty, ale przynajmniej miałbym tą świadomość, że ona jest bezpieczna.
-Ruszam z tobą - słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
-Mądra decyzja- uniósł głowę w górę. - Pamiętaj, ja, Igneel, zawsze będę z tobą.

*~~*
L U C Y

Bo ...Być sobą to nie oznacza udawać kogoś, kim byśmy chcieli być, lecz akceptować samego siebie i nie zmieniać się.  
Bo ...Kochamy za to, jaki ktoś jest, a nie za to,  jak wygląda. 
Bo...Miłość jest wtedy, kiedy przyjmujesz połowę smutku ukochanej osoby, a sama dzielisz się swoim szczęściem. 
Więc dlaczego - boję się k o c h a ć ? Dlaczego obawiam się powiedzieć te dwa słowa? Dlaczego darzenie kogoś miłością jest jednoznaczne z cierpieniem? Nie przyswajałam już sobie niczego. Stawiałam krok za krokiem jakby to stało się moim nawykiem, czyniłam to machinalnie, bo myślami odpłynęłam do miejsca, gdzie tylko ja miałam dostęp.  
Dlaczego tak cholernie poruszyła mnie walka przyjaciółki i to, jak patrzył na nią Jellal? Dlaczego po tym przez moją głowę przebiegła samotna idea, aby wreszcie podzielić się swoimi emocjami? Zadawałam sobie pytania, na które i tak nie udzieliłabym odpowiedzi. Mówiąc prościej, nie umiałabym na nie odpowiedzieć. 
Kochałam i chciałam być kochana - to takie moje ciche pragnienie, które nie umiałam urzeczywistnić. Mój upór uniemożliwiał ziszczenie się tej mrzonki. Skoro nie poinformowałam odpowiedniej osoby o uczuciach, jakimi go darzę, to naturalne, że nie wiem, co on o mnie myśli. Sama sobie utrudniałam drogę do szczęścia.
Skręciłam szybko we właściwą ścieżkę, ostatkiem sił powstrzymując się przed biegiem. Dopiero, gdy w pobliżu nie zauważyłam nikogo, nadałam sobie szybsze tempo. Gdzieś niedaleko czekał na mnie Natsu. To dlaczego się zamartwiałam - "co by było gdyby ..." ? Przed moimi tęczówkami widniał najszerszy uśmiech chłopaka. Ten, którym obdarzał mnie każdego ranka i ten, co sprawił, że ulokowałam w nim swoją miłość. Może ja również coś dla niego znaczę. Może ...
To było do przewidzenia. Tak bardzo skupiłam się na sobie i na tym, jak może zareagować chłopak na wyznanie, że zupełnie zapomniałam o tym, jak czuje się różowo-włosy. A jego uczucia bynajmniej nie były mi obojętne. Odczuwałam wstyd na myśl o tym, jak się zachowywałam względem niego. Unikałam go, starałam się odizolować, odpychałam go. Marudziłam na swój los, że to takie niesprawiedliwe, że jednostronna miłość boli, a przez moment nie wzięłam pod uwagę tego, że to ja raniłam Natsu. Zostawiłam go nieoczekiwanie, nagle, nie udzielając słowa wyjaśnienia. On też cierpiał przeze mnie. Byliśmy kwita. On ranił mnie nieświadomie, bo nie znał moich uczuć. Ja raniłam go, bo podjęłam kroków godnych największego tchórza - uciekałam od problemu zamiast stawić mu czoła.
Zaklęłam tak głośno, że kilka przechodniów pokręciło z oburzeniem głową. I ja zamierzałam przestać się z nim widywać? Idiotka ze mnie! Odczuwałam trzepot w klatce piersiowej oraz doznania towarzyszące stresowi. Zbliżałam się do Natsu, a kiedy ujrzałam budynek areny, zacisnęłam pięści, dodając sobie otuchy.
Postanowiłam. Wkrótce będę gotowa mu to powiedzieć.

*~~*

Na arenie rozległa się głucha cisza. Było to dziwne, biorąc pod uwagę porę. Walka się powinna skończyć niedawno, więc dlaczego nikogo tu nie ma. Czyżby ludzie zdecydowali się opuścić budynek w środku pojedynku? W każdym razie ta głucha cisza wcale nie ułatwiała mi. Czułam się wystarczająco podenerwowana, a atmosfera wokół sprawiała, że serce biło mi jeszcze niespokojniej, o ile to w ogóle możliwe. Kiedy wpadłam w rozdrażnienie? Przemknęłam niepostrzeżenie przez pół areny, minęłam jedynie gruzy- śladowe ilości odbytej walki. Odgarniając kłębiące się myśli na drugi plan, stanęłam jak wryta, nie umiejąc wydobyć z siebie żadnego słowa.
Mój przyjaciel ... leżał na ziemi, cały we krwi. 
Wbrew temu, że w moim umyśle kołatało się tysiące scenariuszy i stan Natsu również zawitał w jednym z nich, to nie mogłem odeprzeć tego strasznego uczucia i skurczu w podbrzuszu. W rzeczywistości czułam się tak jakbym oczekiwała zastać chłopaka bez jakiekolwiek zadrapania, oczekującego i witającego mnie swym uśmiechem. Gapiłam się na niego nieprzerwanie. Obserwowałam jak jego klatka piersiowa w ślimaczym tempie unosiła się i opadała. Sunęłam wzrokiem po wymęczonej twarzy poranionej w wielu miejscach, ciele, które pokrywały liczne zadrapania i zastygająca się krew. Ból w sercu tak gwałtownie się wzmógł, że aż zacisnęłam oczy. On... wyglądał jakby spał. Śnił o czymś, a za sekundę obudziłby się i obdarzyłby swoim głosem. Ale tak się nie stanie ... Choć nie znałam się na medycynie, to potrafiłam ocenić jego obecny stan.
-Zrobiliśmy, co w naszej mocy - dobiegł mnie przerażony głos jakiegoś obcego człowieka, którego dopiero teraz zauważyłam.
Obok niego stali jeszcze inni dwaj mężczyźni z niezaciekawionymi minami. 
-Obudzi się lada moment - mówili prawdopodobnie lekarze, stosując swoje sztuczne uśmieszki zatroskania.
Wierzyłam im. Chciałam im wierzyć, choć domyślałam się, że to kłamstwo. Ale jeszcze bardziej pragnęłam być przy nim, kiedy otworzy oczy i ujrzę jego zniewalające czarne tęczówki. 
-Proszę, idźcie poszukać Wendy - mój głos był cichy i zachrypnięty. - Odnajdźcie ją, błagam was! - prosiłam.
Panowie spojrzeli po sobie i pokiwali głowami.
-Kto to Wendy? - zapytał jeden z nich. 
-Do cholery, zróbcie mi przysługę i ruszcie swoje dupy! - zażądałam, wykrzykując to.
-D-dobrze -powiedzieli równocześnie i odeszli, wręcz pobiegli przed siebie.
Ukucnęłam obok przyjaciela i dłoń położyłam na jego policzku. Długi czas zajmowało mi uspokojenie szybkiego tętna. Siedziałam obok niego i pytałam sama siebie, co mam uczynić. Gładziłam jego delikatną skórę twarzy, czyniłam to ostrożnie, jakby obawiając się, że zadam mu kolejne cierpienie. Pragnęłam jakoś ukoić jego ból, a nawet wziąć go na siebie. Byle tylko obudził się i spojrzał na mnie. Nie myślałam o tym, czy wygrał, czy przegrał. Liczył się tylko on. 
Czułam, jak w oczach zbierają się łzy. Wówczas wydobyłam z siebie ciche jęki. Szloch... prawie niesłyszalny kobiecy szloch. Dlaczego w takim momencie jestem bezsilna? Znowu, znowu z mojego wnętrza wydzierał się szloch. Załkałam, natenczas coś we mnie pękło. Dałam upust emocjom, które zbierały się od dłuższego czasu. Krople łez sunęły się po policzku, spadając na ciało Natsu.
-Dlaczego? - zapytałam drżącym głosem, zaciskając długie palce na jego podbródku. - Dlaczego nie potrafię cię ochronić, co Natsu? 
Ale ten uparty chłopak milczał, doprowadzając mnie do kolejnych nieprzyjemnych ukłuć. Leżał sobie spokojnie, będąc nieprzytomnym. 
-Wiesz co ... - wychlipałam. - Teraz naszła pora, bym to ja cię uratowała - cień uśmiechu pojawił się na mej twarzy.
Położyłam obie dłonie na klatce piersiowej chłopaka. Zamknąwszy oczy, zaczęłam wypowiadać to samo - Ochronię cię, ochronię. Poczułam się rozchodzące ciepło, a zaraz po nim, zimno. Energia zaczęła opuszczać moje ciało, a ja doznawałam utraty sił. Przekazywałam swoją magię do ciała Natsu. Wiatr utworzony z mocy, zaczął rozwiewać moje blond włosy. Uratuję cię. Mięśnie coraz bardziej rozdzierały mnie swoim bólem. Z ust spłynęła pierwsza stróżka krwi. Jeszcze trochę. Otwierając powieki, ujrzałam stopniowo znikające rany Natsu. Odetchnęłam z ulgą. Na ten widok łzy znowu automatycznie wezbrały się. Czułam, jak coś wilgotnego spływa po mojej twarzy.
-Lucy ...- usłyszałam swoje imię, z trudem wyduszone z męskich warg.
Osłupiała, bezwiednie chwyciłam się się za miejsce, w którym biło jak oszalałe serce. Dopiero, co otarłam łzy, a znowu zbiera mi się na płacz. Może naprawdę jestem gotowa, aby mu to powiedzieć? Może stwierdzę wreszcie, że nie jestem wystarczająco silna, aby dźwigać to brzemię? Może ... Na razie słowa kocham cię, niechcące przejść mi przez gardło, odpędzały obawy i natrętne myśli. Póki co wolałam się nacieszyć widokiem chłopaka i spojrzeniem jego czarnych oczu. Póki co, zabarwię tę chwilę różową barwą, ciesząc się, że przeznaczenie pozwoliło mi spotkać kogoś tak wspaniałego jak Natsu Dragneel.

*~~*
N A T S U

Lucy świdrowała mnie spojrzeniem wielkich, załzawionych oczów. Patrzyła na mnie jak w amoku, transie, jakby uciekała od rzeczywistości. Jej brąz tęczówki wiecznie tryskające energią, w tym momencie nabrały odcienia wyblakłej czekolady. Nastąpił cichy syk i doznałem bliskości. Krucha, roztrzęsiona istota wtulała się we mnie, kiedy tylko zdołałem się podnieść do pozycji siedzącej. Bez wahania odwzajemniłem gest, choć zdrowy rozsądek podpowiadał mi, aby poszukać źródła jej stanu emocjonalnego. 
-Lucy, co się stało? - mówiłem ledwo dosłyszalnie. W odpowiedzi dotarł do mnie jej cichy szloch stłumiony w moim torsie. - Dlaczego płaczesz, Lucy? - nie poddawałem się. Przykre skurcze w żołądku mi na to nie pozwalały.
Świadomość, że znalazło się coś okropnego, co doprowadziło blondynkę do tego stanu, rozsadzała mnie od środka. Czułem się dziwnie bezradny. Zacząłem rozglądać się po otoczeniu, a wtem dostrzegłem, a raczej nie dostrzegłem swoich ran. Fakt, cały ból zniknął, a na pewno nie był to sen. Walka, moja przegrana, spotkanie z Igneel'em - to wszystko zdarzyło się naprawdę. Więc kto spowodował, że zostałem uleczony?
-Lucy, mów! Co tu się do cholery stało - ryknąłem. Odepchnąłem ją lekko od siebie i wolną dłonią chwyciłem za jej podbródek. Zmusiłem ją do skrzyżowania spojrzeń. Ulgę i iskrę radości - to wyczytałem z jej tęczówek.- Lucy...
-To nic, to naprawdę nic wielkiego - wyszeptała wreszcie. Natenczas jej oddech unormował się. Dziewczyna przetarła oczy rękoma i posłała mi blady uśmiech. - Cieszę się, że nie jesteś już ranny.- dodała.
Dopiero teraz dotarł do mnie tak oczywisty fakt. W momencie, kiedy się ocknąłem i przestałem odczuwać ból, zobaczyłem tylko przyjaciółkę. To na pewno jej sprawka, tylko jak tego dokonała ... W przeciwieństwie do niej, ja nie pałałem entuzjazmem. Ona mnie uratowała, kiedy ja zawiodłem jej oczekiwania.
-Już? Co zrobiłaś? - zapytałem, sam nie do końca przekonany. Przecież ktoś taki jak długowłosa po tak męczącej walce, nie mógłby tego dokonać. Lucy wygięła usta i kolejna fala łez wypłynęła z jej oczu. Zaskoczyła mnie, gdy zaczęła się śmiać.
-Udało mi się - wybełkotawszy, dotknęła mego ramienia. Nieznacznie drgnąłem. - Co ci się udało? - powiedziałem opanowany.
-Po raz pierwszy uchroniłam cię - sprostowała.
-A jednak, to twoja sprawka - mruknąłem bardziej do siebie niż do niej. - Nie wiem, co zrobiłaś, ale dziękuję ci. 
Oderwałem ją od siebie i spojrzałem na jej przepiękną twarz smutnym wzrokiem. Och, jak bardzo nie chciałbym jej zostawiać, ale wiem, że będę zmuszony to zrobić. 
-Więc dlaczego płaczesz? - drążyłem dalej, powoli wstając.
Zamilkła. To był znak, który dał mi pewne podejrzenia. Powtórzyłem więc pytanie, lecz groźniejszym tonem. Wtem blondynka wstała i zaczęła odchodzić. Powstrzymałem ją w połowie drogi, kładąc dłoń na jej talii. Spojrzała na mnie pytająco, lecz ja milczałem. Napawałem się tą chwilą. Jej zapachem, cudownym ciałem, piękną twarzą. Nie wiem, kiedy po raz kolejny będzie mi dane ją zobaczyć. 
-Bo cieszę się, że ciebie spotkałam - wyznała po chwili ciszy.
Wpatrywałem się w nią z półprzymkniętymi powiekami, nie wiedząc, co powiedzieć. 
-Lucy ... - starałem się wypowiadać powoli i zrozumiałe - Chcę teraz ... - zamknąłem się, gdy słowa ugrzęzły mi w gardle.
Chcę teraz powiedzieć  - kocham cię...
-Tak ... ?
Przeszył mnie ból, ale nie taki zwyczajowy. Ten ból nie miał nic wspólnego z wcześniej otrzymanymi obrażeniami, które i tak uleczyła Lucy. Dotyczył on obecnej świadomości, że być może już nigdy nie będę mógł dotknąć tych jedwabistych blond włosów, że już nigdy nie poczuję smaku jej ust, których jeszcze nie skosztowałem. Nigdy nie przeklnę za zakochanie się w tej wspaniałej istotce. Wspomnienia uderzyły we mnie z niewiarygodną siłą i naprzemiennie prezentowały poszczególne chwile z życia niczym błyskawiczny pokaz zdjęć. A potem w jednej chwili wszystkie umarły i znów zjawił się przede mną obraz wyczerpanej Lucy. Na wierzchu skutecznie ukrywałem swoje emocje, lecz po zniknięciu obrazów z przeszłości, wspólnej przeszłości z przyjaciółką, czułem jak coś wilgotnego zbiera się w oczodołach. Z ledwością powstrzymałem tą ciecz.
-Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej - zauważyłem, kiedy jej ciało zaczęło napierać na mnie. Miałem wrażenie, jakby była szmacianą lalką, tak samo lekką i delikatną. Różniła się tylko brązowymi oczami. 
-Świetnie - wyjąkała, siłując się na uśmiech.
Niespodziewanie przysunąłem ją do siebie i przytuliłem. Chwila, impuls, a może zaspokojenie własnych potrzeb, ale zapragnąłem to zrobić. Chciałem po raz ostatni poczuć ciepło jej ciała i wzdychać jej zapach. Trzymałem splecione dłonie wokół jej talii. Ona niepewnie odwzajemniła gest, stojąc w bezruchu.
-To pożegnanie. 
Zdałem sobie sprawę, że mówiąc to, prowadzę ją w głębie i otchłań rozpaczy, a ona podąża za mną jak w amoku po ścieżce smutku. Czułem, jak niespodziewanie drgnęła, a następnie jej serce zabiło szybko. 
-To żart, prawda? - odezwała się nagle, używając zlęknionego tonu. - Żartujesz, prawda? - Milczałem. - Prawda? Powiedz coś, Natsu - wyswobodziła się z mojego uścisku i zerknęła na mnie pełnym obawy spojrzeniem.- Błagam cię, powiedz, że żartujesz - zrobiwszy pauzę, pociągnęła nosem. - Ej, dobrze się czujesz? Odpowiedz mi.
-Przepraszam - tylko tyle zdołałem powiedzieć, po czym posłałem ostatni uśmiech dla niej, ten najszerszy.
Odsunąłem się od niej i zacząłem kierować w stronę wyjścia. Serce rozdarło się na pół, a ja po raz kolejny doznałem, czym jest pustka. Pozwoliłem łzom toczyć się po skórze. 
-Natsu ... co się dzieje? - zatrzymała mnie, łapiąc za materiał od mojej bluzki.
-Nic - warknąłem nieprzyjemnie.
-Jak nic, jak widzę, że coś nie tak - słusznie zauważyła. - Jeszcze przed momentem byłeś sobą, a teraz nagle zebrało ci się na żarty. To nie jest śmieszne. Zjadłeś coś niestrawnego, co? A może za mocno uderzyłeś się w głowę? - starała się śmiać, co jej marnie wychodziło.
-Ty chyba oszalałaś! - obróciłem się w jej stronę i złapałem za jej ramiona. Potrząsnąłem mocno jej ciałem. Musiałem grać twardego i niewzruszonego.- Daj mi spokój, dobra? - ryknąłem głośno.
-O co ci ... - nie pozwoliłem jej skończyć.
-O nic. Zostaw mnie w spokoju. 
-Proszę, uspokój się - poprosiła mnie.
Zignorowałem ją. Ona zacisnęła dolną wargę i pozwoliła łzom wypływać nieustannym strumieniem.
-Proszę powiedz, że żartujesz... Błagam!
-Nie mów już nic - rozkazałem.
-Proszę ... - drżącym głosem łkała.
-To ja cię proszę. Zniknij z moich oczu.
-Błagam! Nie zostawiaj mnie - usłyszałem jej piękny głos przepełniony bólem. Płakała i płakała, wylewając falę łez.
Odtrąciłem ją i bez słowa wyminąłem. Co ze mnie za facet, że doprowadziłem kobietę do płaczu? Odchodziłem z wielkim bólem w sercu, ale nie ośmieliłem się zawrócić albo choćby obrócić się i spojrzeć na jej twarz. Wiedziałem, że ją zraniłem i to cholernie. Nie próbowała mnie nawet zatrzymać. Po prostu stała w miejscu jakby wpadła w jakiś letarg, jakby odcięła się od rzeczywistości. Pobiegłem. Kiedy oddaliłem się od areny, wybuchłem płaczem.
Żegnaj, kochana.
Ufała mi, a ja ją bez słowa zostawiłem.
Kochałem ją, a ją zraniłem.
Moje łzy toczyły się po twarzy, znikały w źdźbłach trawy. Nie wiem, czy kiedykolwiek ujrzę jej brązowe oczy, nie zachwycę nad ich cudownym odcieniem. Nie przytulę jej, nie podroczę się z nią, nie ujrzę jej cudownego uśmiechu, nie poznam jej zapachu. Nie usłyszę melodyjnego głosu, mojego imienia z jej ust. Łkałem tak długo, jak po zniknięciu smoka. Nie mogłem znieść prawdy. Nie umiałem pogodzić się z tym, że być może świadomie zrujnowałem sobie życie.
Lucy urzeczywistniała moje szczęście. Była wszystkim, co pragnąłem. To ona nadawała memu życiu barw. To ona rozświetliła i dała nadzieję na lepsze jutro. To ona wyrwała mnie ze szponów samotności. A ja znów nie potrafiłem zatrzymać przy sobie ukochanej osoby.

*~~*
L U C Y

Ostatnim, co poczułam to ramiona Natsu, które obejmowały mnie tak mocno, że z pewnością po dłuższym momencie zabrakłoby mi tchu. Usiłowałam odwzajemnić gest, ale on mnie od siebie odtrącił. Zostawił i odszedł. Zrobił to samo, co ja powoli zamierzałam robić. 
Może przesadziłam z tą pewnością?
Może to coś zwane miłością nie jest wcale tak głębokie, jak mi się wydawało? 
Może to tylko złudzenie?
Jednak o tym się nie dowiem, bo razem z jego odejściem, umarła moja dusza. 

*~~*
Od Autorki:  Uff, wymęczyłam! Jeden z dłuższych rozdziałów, jakie kiedykolwiek pisałam. Jak na razie jeden z ważniejszych na tym blogu. Chciałam by wyszło idealnie, no może tak nie jest, ale pierwszy raz od długiego czasu jestem z niego zadowolona. :)) Kwestia tego, czy wam przypadnie do gustu. A jutro sobota, i nadrabianie waszych blogów. Przyznam, twitter bardzo mi się spodobał i pozostanie na stałe kontaktem, czy raczej miejscem z bieżącymi informacjami. Pozdrawiam! :) 

13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No dobra po pierwsze strasznie czekałam na ten rozdział i jest naprawdę długi, co chwila sprawdzałam bloggera czy dodałaś i nic i nic aż tu w końcu! I włączam i zaczynam czytać. Na samym początku trochę nie rozumiałam co się dzieje, gdzie on jest i wszystkiego ale w pewnym momencie dotarło to do mojej głowy. A więc, uczucia jak zwykle opisujesz świetnie. Wydaje mi się, że Natsu za bardzo zatraca się w swojej idei, że powinien być najsilniejszy, błędem jest to iż przyjaciele i ukochana odwrócą się od niego, będą go wyśmiewać. To wręcz głupie i płytkie myśli, siła nie czyni człowieka kimś specjalnym to uczucia sprawiają, że jesteś sobą. Siła jest jedynie iluzją, umiejętnością, której potrafi nauczyć się każdy. Należy dotrzeć do swojego serca, odczytać własne uczucia, tlące się w duszy a także i sercu. Moment kiedy rozmawiał z Igneelem, zachciało mi się płakać. W końcu zobaczenie kogoś, kto stał się dla ciebie kimś ważnym, wręcz najważniejszym po tak długim odstępie czasu musi być odczuciem przyjemności. Trochę się pogubiłam z tą wizją Lucy, ale wytłumaczysz, albo w końcu do mnie to dotrze. Jak Natsu mógł zapomnieć o tym, że Igneel zawsze był z nim, może nie ciałem ale duchem, w jego sercu. Wczuwam się w ich emocje, mogę poczuć to co oni dzięki twojemu talentowi. Lucy musiała czuć coś okropnego widząc ukochanego, który dla niej zawsze wygrywał i był najlepszy...zakrwawionego, rannego...przegranego. To musiało być przerażające kiedy trzymała jego bezwładne ciało, i nawet słone łzy nie potrafiły go wybudzić z tego bolesnego snu. Trochę mnie to zirytowało, że moment i już nic mu nie jest. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że rany utrzymają się trochę dłużej i w ogóle, no ale i tak świetnie. Rozumiem, dlaczego odchodzi, w końcu miał zakład z Kenjim, jeśli on przegra zostawia Lucy w spokoju. Jako mag, Smoczy Zabójca musi dotrzymać danego słowa mimo iż jego serce rozdarło się na pół, a płonący w nim żar zgasł od chłodu. Mam nadzieję, że jakoś to się wytłumaczy, przecież nie mogą się rozdzielić skoro nawet nie powiedzieli sobie "kocham cię". Spotkała ich nieszczęśliwa miłość, która może nie powinna być im dana, a jednak spotkali się. Ale skoro odchodzi od Lucy, musi odejść z glidii do której oboje należą czyli znów zostaje sam. W ten sposób nigdy nie wyzbędzie się tego bólu, nie da się zagoić takiej rany na sercu. Na zawsze pozostanie paskudna blizna. No to chyba wszystko co chciałam napisać, myślałam że komentarz będzie dłuższy no ale cóż. Pech mnie nie opuszcza. Jestem ciekawa co stanie się dalej, i czy jednak będą razem. Życzę dużo weny i żebyś jak najszybciej dodała kolejny rozdział.

      Usuń
    2. Chciałam zamówić one-shota ale nie da się tam na karcie, więc chciałam zamówić ErenxMikasa. Z krwią i akcją, a także i romantyzmem jeśli można.
      PS. To jest Shingeki no Kyojin ale na pewno to wiesz.

      Usuń
  2. Aaaaaaaa! Niesamowity rozdział.. Nie będę się rozpisywać bo po co? Wszystko świetnie!! Czytając ten rozdział ciągle czułam uklucie w sercuu. ale chyba ich nie rozdzielisz,prawda? XD Nie moge się doczekać następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ NatsuSalamander - dziękuję za taką szeroką i rozbudowaną wypowiedź. Co do ran to nie martw się, bo nie będzie do końca tak, że one zniknęły :) Ale nie będę dawać spoiler'ów. :D Wszystkiego dowiesz się w kolejnych rozdziałach.
    ~ Sandro, dziękuję za komentarz i cieszę się, że spodobał ci się rozdział. Nie rozdzielę ich, spokojnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na wstępie już wyjaśnie, że mój komentarz pewnie będzie krótki i .. dziwny. Ale jestem paskudnie chora, od wczorajszego dnia i nocy męczyłam się z gorączką 40 stopni i teraz czuje się, jakbym została bez sił. Jakbym była magiem, to bym porównała to do utraty mocy xDDD
    Przechodząc do rozdziału - był bardzo wzruszający, pełen przeróżnych uczuć... z kilkoma błędami xD Ale przy tak długim rozdziale trudno wszystko napisać bezbłędnie ;)
    Na początek spotkanie z Igneelem, które dosłownie zmiękczyło moje serce - dużo tu było pozytywnych uczuć, nieźle się też uśmiałam z ich kłótni ^.^ Ale za to końcówka ich dialogu była dość niepokojąca... No i Natsu czeka kolejna, tym razem samotna przygoda - a to wszystko dla dobra swojej ukochanej.
    A co do ukochanej, już sobie wyobrażam jakiego szoku doznała, kiedy zobaczyła landrynkę w takim stanie. Zawsze wygrywał, zawsze ją chronił, a tu "suprise motherfucker" xD Lucynka wzięła się do roboty i pogoniła lekarzy, po czym przekazując moc uzdrowiła go - i dla mnie to był bardzo dobry moment, nie zraziło mnie to, że chłopak tak szybko został pozbawiony ran (NatsuSalamander to sadystka (którą uwielbiam :D), dlatego jej się to nie spodobało xD). Mi się trochę nie spodobało to, że chłopak tak się... dziwnie zachowywał. Raz jest dla niej miły, raz krzyczy, zaraz znowu ją przytula, a potem odchodzi - w sumie zrozumiałe, po przegranej z Kenjim (a tak właściwie, to gdzie on się podział? O.o) i nowa podróż z Igneelem dla "szczytnego celu"... Zraziły mnie trochę łzy na koniec (chłopaka, to że Lucy poryczała się jak bóbr ani trochę mnie nie dziwi), bo co innego, jakby uronił łze czy dwie, ale wybuch płaczu? "To takie niemęskie" jakby rzekł to Elfman :P Ale wynagrodziłaś mi to resztą, która była wspaniała.
    Szkoda też, że Natsu normalnie jej nie wyjaśnił, że musi iść, wróci czy coś tam powie na odczepne... a tak rzeczywiście ma teraz przejebane xDDD
    Mam nadzieję, że za jakiś czas wszystko się wyjaśni, a nasi główni bohaterowie się w końcu spiknął :P I przepraszam za ten mój komentarz, mam nadzieję że coś z niego zrozumiesz i przepraszam również za moje narzekanie, ale wiedz, że pomimo tego BARDZO mi się spodobał ten rozdział :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Hie hie ! Pewnie się dziwisz , że w końcu komentuje . Tak, udało mi się wygospodarować chwilkę czasu, rozdział w połowie już przeczytałam , ale skomentuje go trochę później :) Muszę jeszce tylko coś zrobić. I wrócę tu z dłuugim komentarzem kochanie : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak obiecałam , tak jestem ! Postaram się moim długim komentarzem wynagrodzić nieobecność. Cóż postaram się przynajmniej w miarę długi napisać. ^^ A więc tak czytam pierwszą część rozdziału i pierwsze zwroty i takie wielkie -Natsu nie poddawaj się! Choć przez dzisiejszy dzień mam podobny humor co kisielek na początku to jednak nie sposób go nie dopingować <33
      Jeśli on już wątpi w swe więzi między nim a przyjaciółmi to, kurde nie wiem Anarchia na świecie :D Ale w sumie bardzo mi się to podoba , bo nie spodziewałabym się że może tak być. Zawsze w anime,był taką osobą, która się dzięki przyjaciołom podnosi itp. (wiesz o co mi chodzi ne ? ^^ ) 'Udać się tam, gdzie nastał początek końca' >> boże śliczny jest ten tekst nie uważasz ? *-* Taki mroczny , taki smutny , taki piękny . Znowu muszę cię zacytować 'Znajdę cię nawet na końcu świata, więc powiedz mi tylko, gdzie jesteś, tato.' >> A jutro jak się zobaczymy to dostaniesz w dupę , bo przy tym momencie się rozpłakałam! I to jak bóbr, widzę cały czas jak starasz się pisać coraz lepiej kochana , jak dla mnie piszesz już genialnie , bo jeśli ludzie potrafią się wzruszyć na czyimś opowiadaniu to znaczy ,że ktoś przez opowiadanie umie do nich przemówić , a tobie się to udało , przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Niby takie, krótki wers ,a jednak zawierał więcej niż tysiąc słów ^^. Cóż czytam cały czas i czasami zjeżdżam w dół by dopisać coś w komentarzu i jak na ten moment mogę cię jeszcze do chwalić , mówiąc tylko 2 słowa rozdział Epicki! A co tam jeszcze do Natsu , to w końcu się w garść wziął chłopak ! I cieszy mnie to, że tak mocno dba o dobro Lucy. To właśnie prawdziwa miłość. Lucy jest bardzo odważna i podziwiam ją. Bez głębszego zastanawiania uratowała go. I jeszcze jak mówiła. A ja sobie jeszcze słuchałam one ok rock-pierce więc to dopiero klimat. Powiem tak, rozdział przesiąknięty duużą ilością smutnych momentów. Dobrze zrobiłam zaopatrując się w kilka chusteczek. Tak, masz talent do opisywania uczuć , więc pod tym względem nie masz co sobie zarzucić więc nie pierdziel :D Zgadzam się po części też jednak z Yashą , jeśli chodzi o Natsu pod koniec rozdział. Dobrze bardzo użyła tych słów "To takie niemęskie" >> tak niestety to prawda . Ale rozumiem co chciałaś ukazać, przez to,że tak się rozpłakał. Pewnie chciałaś ukazać prawdziwą miłość jaka ich łączy oraz jakie to bolesne gdy trzeba się z kimś rozstać. No dobra , bo nie wiem czy ci się mój nie składny i nudny komentarz będzie chciało czytać. Przesyłam ci worki z weeną ! I liczę,że następny rozdział pojawi się szybko. No, bo wiesz w końcu wróciłam więc ten tego :D
      No dobra , bo już cię za bardzo wychwaliłam a jak bym jeszcze coś chciała napisać , to pewnie dalej bym to robiła xD
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Tak zauważyłam ,że już się jakieś zamówienia na one x shot zaczynają ^^ Więc się przypominam , że chce jakiś o one ok rock :> Mam nadzieje,że dasz radę *-* coś wykombinować, może być coś romantycznego i żeby tam był Takahiro .

      Usuń
  6. Ojej, całkowicie zapomniałam o komentarzu xD Jestem ostatnio roztrzepana, o dziwo towarzyszy temu nadzwyczaj dobry humor :D Przepraszam, dwa dni temu przeczytałam na szybko rozdział i komentarz wypadł mi z głowy :P Tak patrzę na komentarze innych użytkowniczek i stwierdzam, że przy ich wypowiedziach moja będzie niczym wypierdek mamuta xD
    Rozdział był niesamowity! Kolejna mieszanka uczuć... Znowu przeżywałam wszystko wraz z bohaterami... Wyobraź sobie moje szczęście po powrocie tego starego trolla :D Szkoda tylko, że taka pozytywna postać niesie tak przykrą wiadomość... To rozstanie do mnie przemówiło, wszystko można tak łatwo zniszczyć. To jednakowo boli ich oboje jednak żadne nie wie o cierpieniu drugiego bo się wstydzą? Dlaczego chwile są takie ulotne? Dlaczego to czego tak bardzo się boimy może się okazać czymś czego najbardziej potrzebujemy? Dla czego tak mało osób boi się wykorzystać szansę, swój bilet do szczęścia? (Oczywiście jestem jedną z tych osób, jakżeby inaczej xD) Bardzo mi przykro z ich powodu tyle problemów. Ale podobno wszystko złe kiedyś się kończy prawda? Szczerze wierzę, że w końcu uda im się odnaleźć wspólnie szczęście. Nie spodziewałam się po Natsu płaczu, to trochę zbiło mnie z tropu (użyję argumentu ktróy powiedziały moje poprzedniczki) "to takie niemęskie" jednak po chwili do niego dołączyłam...
    ...I tak płakaliśmy wszyscy troje ja, Natsu i Lucynka rozpaczając jak okrutny jest świat i pijąc herbatę. Ale może skupmy się na pozytywach xD Kocham Igneela, ten troll jest genialny. Wyczuwam, że będzie on moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu :D Wreszcie oczekiwane spotkanie, szkoda, że Lucy nie mogła poznać przyszłego teścia. Swoją drogą widać, że on i Natsu są rodziną, wystarczy samo nazwanie blondwłosej "Luigi" aby to stwierdzić xD
    Przepraszam za długość i chaos jaki jest w tym komentarzu, mam nadzieję, że w końcu się poprawię xD
    Niech wena cię nie zawodzi, życzę zdrówka :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurwa!!! Poryczalam sie tym jak natsu potraktowal Lucy. Kochana twoj blogasek i rozdzialik cudo.Czekam na wiecej. Pozdrawiam i zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  8. Poryczałam się. Wspaniały blog <3 choć trochę gubię się w wątkach. Lecę czytać dalej ^^

    OdpowiedzUsuń

Rinne Tworzy