*~~*
L U C Y
Siedziałam, a raczej wierciłam się na krawędzi łóżka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak twardy mam materac. Aż dziw, że do tej pory się na nim wysypiałam. Zwykle nie obchodzi mnie i komfort wygoda tego, na czym leżę, lecz tym razem to się zmieniło. Jako, że jestem cała skąpana w nerwach i hormony we mnie buzują, wszystko, dosłownie wszystko bez wyjątku mnie irytuje. A to szelest liści dochodzący zza uchylonego okna, a to chrapanie właścicielki, nawet odgłos własnego serca doprowadza mnie do szału. Ciągle bije i bije, coraz szybciej i szybciej, jakby znalazło sobie nowy rytm. Już sama nie wiedziałam, czy na mój stan emocjonalny ma wpływ świadomość nadchodzącego starcia, czy obawa przed przegraną. No cóż, do najsilniejszych nie należałam, ba, mogłam spokojnie grzać ławkę z tymi najsłabszymi. A ten miesiąc, gdy nawet nie miałam klucza w rękach, dodatkowo działał na moją niekorzyść. Teraz mogłam śmiało przeklinać na swoją głupotę, że nie wybierałam misji, w których trzeba było używać magii oraz na to, iż złapałam doła. Musiałam się ostro wziąć do pracy, jeśli chciałam wrócić do formy z przed kilku tygodni. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie wiedziałam, kiedy ten cały turniej miał się odbyć. Dzisiaj Erza wyciągnęła mnie na całodniowe zakupy, więc nie myślałam nawet o tym. Trudno, zapytam ich jutro o konkretną datę. Po co mam się zamartwiać na zapas, prawda? Westchnęłam. Wzrok wlepiłam w ścianę znajdującą się naprzeciw mnie i beznamiętnie się w nią wpatrywałam. Nudziło mi się i to bardzo. Z braku zajęcia zaczęłam wymachiwać nogami, które zwisały mi z krawędzi łózka. To lewa, to prawa, na zmianę przemieszczały się do przodu i do tyłu.
Jesteś taka głupia, Lucy! Oj taka głupia.
Skomentowałam samą siebie w podświadomości. Czułam się teraz jak małe dziecko. Nie miałam co ze sobą zrobić! A przecież był dopiero środek nocy, więc co z drugą połową? Wiedziałam, że tej nocy oka nie zmrużę, więc albo zanudzę się na śmierć, albo padnę z wycieńczenia. Zdecydowanie wybierałam tą drugą opcję. Jednak ten ktoś, kto pisał scenariusz mojego życia, zwyczajnie miał gdzieś moje uwagi, czy sugestie. Wolał robić po swojemu i zazwyczaj wychodziło mu na opak, niż ja chciałam. On pociągał za moje sznurki, a ja niczym szmaciana lalka, wykonywałam wszystkie jego ruchy. To piekielne "coś" to nic innego jak przeznaczanie. Czasami dumałam nad jego znaczeniem. Wówczas, gdy to robiłam, dochodziłam do jednego wniosku. Jego nie da się zmienić, bowiem nasze życie jest zaplanowane z góry. Usilnie w to wierzyłam, a ja jak się na coś uprę, to tak łatwo zdania nie zmienię. Choć rozumiałam, że na mój los już dawno klamka zapadła to i tak chciałabym go przekształcić tak, jak moja dusza tego zapragnie. Pragnęłam mieć wpływ na własne życie, a nie tylko odgrywać rolę marnej aktorzyny. Świat to scena, a ludzie to aktorzy- tę myśl wpajałam sobie od jakiegoś czasu, ale teraz definitywnie temu zaprzeczam. Gdybym teraz miała zdefiniować, czym jest życie, zapewne opisałabym to tak:
Świat ... to urzeczywistnienie naszej wyobraźni.
Ludzie...to scenarzyści, którzy sami opisują własne życie.
Brawo! Pogratulowałam samej sobie. Nareszcie zaczęłam optymistycznie myśleć. Można by rzec, że wróciła dawna ja. Ta sama zwariowana, co skakała do rozpędzonego pociągu, ta sama naiwna, która wyruszyła w nieznane bez grosza przy duszy, ta sama głupiutka, która zgodziła się na propozycję nieznajomego. Choć to właśnie moja ostatnia cecha przyczyniła się do tak wielkich zmian w moim dotychczasowym życiu. Znalazłam dom, ten prawdziwy. Teoretycznie posiadałam go od samego początku, lecz nie czułam się tam jak u siebie. Natomiast w gildii to co innego. Traktowano mnie na równi i jak jednego z członka Fairy Tail. Magowie nie zważali na pochodzenie, tożsamość, czy też zdolności. Oni zaakceptowali mnie taką, jaką jestem, dzięki czemu stałam się częścią tej wielkiej rodziny. Gdybym nie spotkała wtedy chłopaka, na pewno nie odnalazłabym celu w życiu, jakim jest stanie się wspaniałym magiem. Nie zależało mi tylko na potędze, czy też mocy. Ja chciałam po prostu być silna, aby bronić tego, co kocham. Nic więcej nie potrzebowałam. Podsumowując, to znalazłam dom, rodzinę, przyjaciół i ...
No przecież wiesz, co jeszcze odnalazłaś!
Powiedziałam do własnych myśli. Tak, doskonale wiedziałam o tym, co tu jeszcze odnalazłam. Aczkolwiek bałam się przyznać przed samą sobą. To uczucie jednak było zakazane i nie powinno nigdy ujrzeć światła dziennego. Gdyby w jakiś sposób się to wydało, moje ułożone życie zachwiałoby się i jednocześnie straciłabym coś cennego- prawdziwego przyjaciela. Do tego nie mogłam dopuścić, więc postanowiłam skrywać swoje prawdziwe uczucia głęboko. Choć ostatnimi czasy było mi coraz trudniej. Każdy gest chłopaka, każde słowo, każdy dotyk wywoływało u mnie zakłopotanie. Wstydziłam się jego bliskości, a czasem nawet obecności. Dlatego też unikałam go przez ostatni miesiąc. Łudziłam się, że to tylko zauroczenie i kiedy nie będę go widzieć, i pochłonę się pracą, to minie. Jak to się mówi, nadzieja matką głupich, a ja niewątpliwie taka byłam. Myliłam się i to bardzo. Uczucie nie zmalało, nie znikło, a jeszcze bardziej zwiększyło się. Tęsknota za jego osobą tak dawała się we znaki, że przestałam normalnie funkcjonować. Nie jadłam nic, nie sypiałam, a to wszystko z powodu braku jego obecności. Wmawiałam sobie, że to sprawka zdołowania i niechęci do życia przez ciągłe nieodnalezienie zodiakalnych kluczy, lecz to jedna bzdura. Główną przyczyną mojego stanu przez ostatnie tygodnie była miłość. Tak bardzo go kochałam i uświadomiłam sobie to dopiero ... dzisiaj. Właśnie teraz, gdy głębiej się nad tym zastanowiłam. Zaczęłam przypominać sobie sytuacje i chwile spędzone z nim, a z każdą następną robiło mi się coraz cieplej na serduchu. Oddech stawał się głębszy, motyle trzepotały w brzuchu. Nogi miałam jak z waty, a moje myśli wypełniał on. Cokolwiek nie robiłam, nieważne, jaka byłaby pora i dzień tygodnia- on nawiedzał mnie w podświadomości. Bezprawnie wkradł się tam i do mojego serca i nie chciał wyjść. A ja go wyrzucić nie umiałam. Miałam ochotę, by urzeczywistnił moje marzenia i żeby prawdziwy on skrył się w moim wnętrzu. Pragnęłam tego, bardziej niż czegokolwiek na świecie. Chciałam tylko, by był. Już niczego więcej do szczęścia nie potrzebowałam.
Natsu.
Gdy był obok, kąciki ust same unosiły się do góry. Gdy był blisko, humor sam poprawiał się. Gdy widziałam jego uśmiech skierowany do mnie, czułam, że żyję. Ale wiedziałam, że długo tak nie pociągnę. Ukrywanie uczuć jest niezwykle trudne i spokojnie mogłoby się nadawać na misję rangi "S". Już teraz miałam z tym problem, a co będzie potem? Przecież czułam, że z każdym dniem moje uczucie rośnie. Mogłabym go dalej unikać, ale wtedy umarłabym chyba z tęsknoty za nim. Mogłabym udawać i starać się żyć jak dawniej, ale wtedy zważałabym na każdy ruch i gest, by nie pomyślał, że traktuje go inaczej. Gdybym umiała, wróciłabym wstecz.
Do przeszłości.
Gdzie moje uczucia do niego nie różniły się niczym od uczuć do przyjaciela. Gdzie śmiałam się z nim i spędzam czas, nie traktując go jak kogoś wyjątkowego. Gdzie nie musiałam zamartwiać się i wszystko było łatwiejsze.
Co mam zrobić?
Zapytałam sama siebie, choć nie uzyskam na to odpowiedzi. Te oraz inne setki pytań kłębiły mi się w głowie. Miałam jeden wielki mętlik i bałagan, którego nie umiałam poukładać w całość.
Zimno.
Znikąd uderzył we mnie podmuch wiatru. Owiał mnie chłodem, a zarazem rześkością. Musnął przelotnie moją skórę i na ułamek sekundy zabawił się moimi włosami. Uniósł kosmyki do góry, a one i tak z powrotem przylgnęły do moich pleców. Niespodziewanie zaczęłam dygotać na całym ciele. Przytuliłam się dłońmi, jakbym próbowała się ogrzać. Na marne.
Bum, bum.
Serce momentalnie fiknęło mi w piersi, a ja instynktownie obróciłam się za siebie. Widok, jaki tam zobaczyłam, jeszcze zwiększył palpitację. Przez okno wszedł on. Jego różowe włosy jak zwykle w nieładzie, jego czarne oczy wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. Jego uśmiech udzielił się i mi, a jego twarz oświetlało światło księżyca. Przyjrzałam mu się uważniej. Zmieniło się w nim coś, coś, co na pierwszy rzut oka nie ujrzałam.
-Cześć.- przywitał się ze mną.
Zeskoczył z okna i zajął miejsce obok mnie. Był blisko, zdecydowanie za blisko. Pod wpływem impulsu zaczęłam się cofać do tyłu, by zwiększyć dystans między nami. Ostatecznie poczułam ścianę za sobą i nie miałam gdzie się ruszyć. Spuściłam z bezradności głowę w dół. Nie wiedziałam już jak się przy nim zachowywać.
-Co ci jest?- zapytał krótko.
Lucy myśl, Lucy myśl!
-Zimno mi.- wypaliłam pierwsze lepsze co mi ślina ja język przyniosła.
Dopiero po chwili zorientowałam się jak to zabrzmiało. Jednak widząc baczne spojrzenie chłopaka, odruchowo zaczęłam dygotać na całym ciele. Musiałam chociaż sprawić, by wymówka była prawidłowa.
-Głupia, mogłaś zamknąć okno.- skarcił mnie.
Niepewnie podniosłam wzrok, gdy poczułam podnoszący się materac, świadczący o jego ruchu. Ujrzałam Salamandra kierującego się do okna. Już myślałam, że idzie, a ja będę mogła odetchnąć z ulgą. Jednak złudzenie pękło jak bańka mydlana. On tylko zamknął okno i obrócił w moją stronę.
-Widzisz, od razu lepiej.- uśmiechnął się tak, że aż mi kolana zmiękły.
-M-masz rację!- potwierdziłam.
-Właściwie, muszę cię spytać o coś ważnego.- powiedział poważnym tonem.
Pokręciłam głową na boki w akcie desperacji.
-Rany, ty naprawdę kochasz mój dom, wiesz o tym? - mruknęłam.
Zaraz, zaraz!
Czy ja wypowiedziałam słowo "kochać"? Moja twarz przybrała rumieńców. Czułam, jak pieką mnie policzki. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Idź do domu.- wyjąkałam.
Różowo-włosy zaczął mi się uważniej przyglądać. Zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Ale to ważne.- upierał się przy swoim, podnosząc jedną dłoń lekko ku górze.
Gadanie o czymś ważnym ... czy on już wie? Zaczęłam panikować! Ciało jeszcze bardziej drżało, ale tym razem ze strachu. Bałam się, tak cholernie bałam się, że się dowiedział.
Co mam robić? Co mam robić?
-Wynocha!- wykrzyczałam z jeszcze wyraźniejszymi rumieńcami na twarzy.
Natsu aż wzdrygnął się na mój ton i podskoczył na miejscu. Uszanował jednak moją decyzję i podążył w stronę okna.
-Ktoś tu chyba wstał lewą nogą.- rzucił przez ramię, gdy znajdował się już na parapecie.
-Używaj drzwi jak wychodzisz.- rzekłam, ale on już skoczył.
Opadłam zmęczona na kolana i wybuchłam płaczem. Już tak dawno nie łkałam. To takie trudne. Ja już nie potrafię dłużej tego ukrywać! To tak boli.
Łza za łzą spływały po moich policzkach. Znowu dałam upust swoim emocjom. Z mocno bijącym sercem już nie wiedziałam co robić.
*~~*
N A T S U
Miałem zamiar już iść się w stronę domu. Uczyniłem nawet krok do przodu, kiedy moje poczynania przerwał szloch Lucy. Normalna osoba nie usłyszałaby tego, ale ja, dzięki wyczulonym zmysłom, mogłem to zrobić. Ona właśnie płakała. Ale to nie tylko tak, że popłakiwała sobie, ona łkała długo i żałośnie. Można było niemal wyczuć od tego emanujący ból. Ale dlaczego ona roniła łzy? Co ją doprowadziło do tego stanu? Co prawda, zauważyłem to, że inaczej się zachowuje, ale nie przejąłem się tym.
Do czasu.
Ona unikała mnie. Byłem już tego pewien. Ona nie patrzyła na mnie. Miałem wrażenie, że robiła wszystko, by mnie spławić. Poczułem się odtrącony. Czyżbym ją w jakiś sposób zranił lub uraził? Już sam nie rozumiałem tego, ale jakoś czułem się temu winny. Chciałem pójść tam i z nią porozmawiać. Musiałem to wyjaśnić i to jak najszybciej. Nie chciałem widzieć zrozpaczonej przyjaciółki.
Kiedy chciałem cokolwiek zrobić, nagle wszystko ucichło. Jakby zdała sobie sprawę, że stoję pod jej mieszkaniem. Uśmiechnąłem się tylko, wierząc, że już da sobie radę.
Ale jestem głodny!
Westchnąłem, usłyszawszy burczenie brzucha. Czas coś wszamać. Musiałem napełnić się jakimś żarełkiem. Poszedłem do gildii, nie przejmując się, że jest środek nocy.
A tak właściwie to po co poszedłem do Lucy? Nie pamiętam, ale pewnie to nic ważnego.
*~~*
L U C Y
Pierwsze promienie słoneczne padały na moją twarz. Niepewnie wstałam z wcześniej zajmowanego miejsca i podeszłam w stronę otwartego na oścież okna. Wyjrzałam za nie i wtedy zobaczyłam na niebie żółtą kulę, znajdującą się dosyć wysoko. Przetarłam łzy wciąż wypływające z moich oczu. Jednak im nie było końca. Z irytacji przymknęłam powieki, powstrzymując się od kolejnego zaniesieniem się szlochem.
Już ranek!
Zrozumiałam, że przepłakałam całą noc. Czułam się żałośnie, niemalże tak samo jak parę dni temu. Musiałam coś ze sobą zrobić, by po raz kolejny nie złapać tego przytłaczającego doła. Klepnęłam się obiema dłońmi w policzki i gwałtownie otworzyłam oczy, zbyt gwałtownie. Tęczówki pod wpływem zbyt intensywnego światła znowu zakryły się powiekami. Odczekałam trochę, aż w końcu mogłam otworzyć oczy. Odeszłam od okna i od razu poszłam w kierunku łazienki, omijając szerokim łukiem obszerne lustro. Wolałam nie widzieć teraz swojego odbicia z wiadomych przyczyn. Wyglądałam pewnie jak siedem nieszczęść. Ale to normalne po tym, jak się płakało parę godzin. Zastanawiało mnie tylko to, że nie skończyły mi się łzy. Jakby z każdym łkaniem ich przybywało. Gdyby tak zebrać wszystkie łzy w jedno, pewnie powstałaby rzeka nazwana imieniem Lucy.
Swoje kroki skierowałam do umywalki. Od razu przepłukałam twarz pod bieżącą wodą. Skóra na policzkach podczas kontaktu z błękitną cieczą, niemiło zaszczypała. Wzdrygnęłam się nieco, ale nie zaprzestałam czynności. Chciałam doprowadzić się do porządku.
Gotowe!
Przeczesałam dłońmi ułożone niedbale kosmyki włosów. Przejechałam na całej ich długości, aby je przywrócić do wcześniejszego stanu. Nie mogłam wyjść na ulicę, a tym bardziej do gildii z włosami sterczącymi na wszystkie strony. Kiedy doprowadziłam się do normalności, opuściłam mieszkanie. Wędrowałam zatłoczonymi uliczkami, lecz tym razem innymi niż zwykle. Wybrałam jedną z dłuższych możliwych dróg. Dlaczego zdecydowałam się na okrężną trasę? Tego sama już nie rozumiałam. W pewnym sensie obawiałam się spotkania z Natsu. Przecież wczoraj nic się nie zmieniło, no z pozoru nic. Po mimo, że wreszcie zrozumiałam swoje uczucia i to, że nie potrafię już normalnie przebywać w jego towarzystwie, to rzeczywiście po staremu. Zastanawiałam się jak to teraz z nami będzie. Nie umiałam go unikać ani też tracić z nim kontaktu Byłam taka pełna sprzeczności. Co ma być to będzie, już dłużej nie mogę odwlekać tego. Nim się zorientowałam, stałam już przed drzwiami, które niepewnie pchnęłam do przodu.
Z pozoru wszystko było takie same. Magowie śmiali i rozmawiali, popijając sake. Młodsza część gildii uczestniczyła w walkach, którym towarzyszyły latające krzesła i stoły. Dzień jak codzień, gildia tętniła życiem. Pełna żwawa i hałas to coś, co nigdy tu się nie zmieni. Z uśmiechem na twarzy wkroczyłam do środka, od razu zasiadając za barem. Nigdzie jednak nie ujrzałam różowych kosmyków. Może go jeszcze nie ma, ale to nawet lepiej. Opadłam ze zmęczenia, opierając się o blat. Przecież nie zmrużyłam oka tej nocy!
-Ojej, Lucy, co ty taka zmęczona? - zaśmiała się białowłosa, kiedy niosła w dłoniach kufle wypełnione alkoholem.
Jej dobry nastrój udzielił się również i mi. Twarz przybrała półuśmiechu, choć byłam wykończona.
-Kolejna nieprzespana nocka.- skomentowałam krótko.- Miruś, mogę to, co zwykle?- zapytałam pełna nadziei.
Dziewczyna już miała się odezwać, kiedy wyprzedził ją czyjś głos.
-Dwa razy sake.
Obejrzałam się za siebie. Za mną stała nieźle już wystawiona Cana wraz z Tytanią. Obie miały uśmiech na twarzy i widać było, że miały dobry nastrój.
-Przyjęłam.-odparła "kelnerka" i znikła gdzieś wśród tłumu magów.
Obie przyjaciółki zasiadły obok mnie. Brunetka kiwała się do przodu i do tyłu na krześle, czkając przy tym pijacko. Ja jedynie pokiwałam zażenowana głową.
-Nie powinnaś już pić.- zasugerowałam jej.
Ona jedynie zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie z ukosa.
-Ale to nie dla mnie.-uśmiechnęła się zadziornie.
Zerknęłam niepewnie na drugą dziewczynę.
-Erza, ty chyba nie...
-No co? - weszła mi w połowie zdania.- Trzeba świętować dzisiejsze starcie.
-W sumie...- przyznałam jej rację.- Jak to dzisiejsze starcie?!
Gdybym miała coś w ustach, to ich zawartość już dawno wyplułabym.
-No za trzy godziny wyruszamy do stolicy. Natsu nie powiedział ci? - zaprzeczytałam kiwnięciem głowy.
-To co wy tam robiliście, że on nawet nie miał czasu powiedzieć ci takiej rzeczy?- zapytała śmiało Alberona.
-T-to nie tak.- jąkałam się, zasłaniając dłońmi.- My nie ..., a zresztą skąd wiesz, że u mnie był?!- dodałam ciszej.
Ujrzałam jej błysk w oku.
-Teraz już wiem! Ale coś musi być na rzeczy, on wrócił tak późno w nocy do gildii.- ciągnęła dalej swoją teorię.
-Masz rację. Jeszcze wrócił taki głodny.- poparła ją Tytania.
-A wiesz, faceci zawsze są głodni po sek...
-Nawet nie kończ!- zawołałam zaczerwieniona, dłonią zakrywając jej usta.
-O wilku mowa.- zaśmiała się Mira, która znikąd pojawiła się.- Natsu! Chodź, Lucy cię woła.- pomachała chłopakowi, który tyle co zdążył wejść do gildii.
-Nieeeeee!- wydarłam się.
Obróciłam się plecami do wszystkich, starając się ukryć coraz to większe rumieńce na mojej twarzy. Słyszałam jak moje serce mocno łomotało. Biło i biło coraz to szybciej. Skrzyżowałam dłonie na piersi, próbując unormować oddech.
Lucy, uspokój się! Lucy, uspokój się!
Dopingowałam siebie w myślach.
-Cześć.- usłyszałam tak dobrze znany głos za sobą.
Postanowiłam go jednak zignorować i zwróciłam się do dziewczyn.
-Mira, gdzie to sake? - zaśmiałam się nerwowo.
Bez słowa wyminęłam go i podeszłam bliżej białowłosej. Kątem oka dostrzegłam wymalowane zdezorientowanie na jego twarzy.
-Proszę.- podała mi kufel.
Wypiłam jego całą zawartość niemalże od razu, czego od razu pożałowałam. Zaczęłam kasłać i dusić się.
-Wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona Scarlet.
-W jak najlepszym.- zepewniłam ją.
-Pijaczka to z ciebie marna.- skomentowała mnie krótko Cana, która nie wiadomo skąd dorwała beczkę.
-Tak jak z ciebie mag.- odgryzłam się.
Wiedziałam, że dziewczyna nie weźmie tego do siebie i potraktuje jak żart. Wybuchłyśmy wszystkie śmiechem.
-Lucy...- w jego głosie wyczułam narastające frustrację.
-A, właśnie Erza, założyłaś tą spódniczkę, co wczoraj kupiłyśmy? - znowu go olałam, ale jakoś tak samo wyszło.
-Tak, a co ładnie mi w niej?
-Wyglądasz jak beczka Cany.- powiedziała ze sztucznym uśmiechem Mira.
Szkarłatno-włosa zmarszczyła niebezpiecznie brwi, zaciskając mocno pięści.
-Dziękuję.- rzekła poważnie.-Ty za to wyglądasz tak samo brzydko jak zawsze.
-Ej, moja beczka nie jest taka gruba.- oburzyła się brunetka.
-Dziewczyny przestańcie.- próbowałam je jakoś rozdzielić, ale w konsekwencji zostałam tylko odepchnięta do tyłu.
-Lucy, do cholery!- krzyk Salamandra odbił się echem w całej gildii.
Wszyscy magowie jak na komendę, ucichli. Zaczęły się szepty i komentarze na temat nas. Spuściłam tylko głowę i zaczęłam się kierować w stronę wyjścia.
-Mira, idę do domu. Zobaczymy się potem.- dodałam na odchodnym.
Zaczęłam stawiać kroki do przodu. Znowu nie potrafiłam opanować emocji. Chciałam się schować i być z dala od wszystkich. Nie pragnęłam niczego innego jak chwili samotności i wytchnienia. Musiałam pomyśleć ponownie. Tak dłużej być nie mogło.
Cholera!
Poczułam jak coś zaciska się na moim nadgarstku. Ciepło roztaczało się w tamtym miejscu, ale po chwili zamiast przyjemnego gorąca, pojawił się przeszywający ból. Zostałam pociągnięta w tył tak, że wylądowałam na przeciwko chłopaka. Nigdy nie widziałam jego takiego. Z twarzy wręcz emanował gniew. Jego spojrzenie przyprawiło mnie o dreszcze. Bałam się go. Syknęłam cicho.
To nie jest mój Natsu!
Nie poznawałam tego chłopaka, co stał przede mną. Był bardziej chłodny, oschły, jak nie on.
-Puść, to boli. - poprosiłam błagalnym tonem.
Różowo-włosy jednak nie przejął się mną i jeszcze bardziej wzmocnił uścisk na nadgarstku. Spuściłam głowę w dół, gdyż nie byłam wstanie na niego patrzeć.
-Jak będę miał ochotę.- dosłyszałam kpinę w jego głosie.
Słysząc ten ton głosu, aż wzdrygnęłam się.
-Zostaw mnie.- powiedziałam.
-Co się z tobą dzieje?- zapytał nagle.
Zdziwiło mnie jego pytanie. O co mu chodziło? Zacisnęłam usta w wąską linijkę.
-Nie rozumiem. Przecież ja ...
-Od wczoraj mnie unikasz! - warknął.
-Wydaje ci się.- zapewniłam go.
Choć serce mi się krajało, próbowałam go przekonać do kłamstwa. Wierzyłam, że się na to nabierze. Przecież nie musi znać całej prawdy.
-Za kogo ty mnie masz, co? - ciągnął dalej.
Za chłopaka, którego kocham! Podpowiadało mi serce.
-Za przyjaciela.- słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
Wypowiedziałam to tak niepewnie, że aż przestało być wiarygodne. Zaczęłam się denerwować. Byłam coraz bliżej wybuchnięcia emocjami. Gdybym wypowiedziała mu to teraz, miałabym to już za sobą. Byłoby mi lżej, ale jednocześnie bałam się jego reakcji. Tak cholernie bałam się, że zniszczę naszą przyjaźń. Nie mogłam do tego dopuścić.
-Nie!- zaprzeczył.- Myślisz, że jestem głupkiem i się w niczym nie połapię? Zaskoczona? - dopytywał się.
Tak wściekłego to go nigdy nie widziałam. Nie znałam go od tej strony, więc nie wiedziałam do czego jest zdolny. Nie przejmowałam się nawet już bólem, który dawał się we znaki. Całą koncentrację skupiłam na chłopaku. Patrzyłam na niego. Długo i intensywnie.
-To nie tak, jak myślisz.- broniłam swojego zdania.
-A jak ?
Po prostu boję się, że nie odwzajemniasz moich uczuć. Krzyczał mój wewnętrzny głos. Zagryzłam dolną wargę, aby nie podkusiło mnie do wypowiedzenia tych słów. Było mi coraz ciężej prowadzić tą rozmowę. Usilnie próbowałam zważać na każdy gest i ruch. Nie mogłam pozwolić sobie na to jakiś błąd.
Skup się Lucy, skup!
-Nie mogę ci powiedzieć.- wyszeptałam, a głos mi drżał.
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się kpiąco.
-Dobra, już wszystko rozumiem. Wiesz co, żałuję, że tamtego dnia wziąłem cię ze sobą do gildii. - wypowiedział jakże bolesne dla mnie słowa.
W tamtym momencie załamałam się. Nie powstrzymywałam już emocji. Pozwalałam, by łzy swobodnie spływały po moich policzkach. A obiecałam sobie, że już więcej płakać nie będę. Nikt tak mnie nie zranił, jak on. Jego słowa wyryły mi się w pamięci, krążąc w moich myślach. Czułam jakby ktoś wywiercił mi dziurę w sercu. Czułam, jakby było przekuwane przez milion szpilek. Ten ból, ten nieznośny ból- niech go ktoś zabierze. To bolało, tak cholernie bolało. Ja ... już nie wiedziałam, co robić.
-Niczego nie rozumiesz! Ja cię ...- starałam się ratować jakoś sytuację.
Salamander stał niewzruszony, nawet powieka mu nie drgnęła. Nie rozumiałam, jak wiecnzie uśmiechnięty chłopak, mógł się tak bardzo zmienić. Przede mną stał ktoś zupełnie obcy. Nie znałam tego zimnego i na wszystko obojętnego typa.
-Nie?! Jesteś taka sama jak Lisanna! Zabawiłaś się moim kosztem, a kiedy ci się znudziłem to ...
Poczułam się gorzej, niż bym była torturowana.
Kim jest Lisanna?
To pytanie krążyło mi po głowie i nie dawało mi spokoju. Do czego między nimi doszło? Zaczęłam drżeć, telepać na całym ciele.
-Nigdy mnie do kogoś nie porównuj!- zamachnęłam się i uderzyłam go w policzek.- A szczególnie to kogoś, kogo kiedyś kochałeś.
Poczułam ulgę. Dałam upust emocjom i wreszcie nie wytrzymałam. Każdy ma granice wytrzymałości i cierpliwości, a moja właśnie teraz się skończyła. Łzy przysłaniały mi widoczność. Już nie rozumiałam swoich uczuć.
Chłopak stał w miejscu i jakby z rozbawieniem przyglądał się mi. No tak, cała zapłakana, a zarazem wściekła dziewczyna, to rzeczywiście nowość. Myślałam, że już po wszystkim, lecz on wówczas przysunął się do mnie i przytulił do siebie Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Teraz wydawało mi się, że to tylko moje urojenie. Stałam w miejscu, dłońmi oplatając go w pasie.
-Przepraszam.- wyszeptał mi do ucha.
-Głupek.- uśmiechnęłam się przez łzy.
Co ja z nim mam. Przy nim doznaje tyle emocji, począwszy od radości, poprzez irytację, a nawet smutek. W tej całej kłótni najgorsze było to, że jeszcze bardziej utwierdziłam się we własnych uczuciach. Czułam wręcz, że przez to pokochałam go jeszcze bardziej.
*~~*
Tak jeszcze wiele chciałabym dopisać i poprawić, ale nie mam internetu, więc wstawiam tylko to, co przesłałam na email. Wrzucam post od koleżanki, więc krótko. Dziękuję wszystkim i przepraszam za błędy. Szczególnie przepraszam wszystkich, którzy przez ostatni dzień dodali rozdziały, a ja nie mam jak ich skomentować. ;<
P.S Yasha- czytałam Twój rozdział z telefonu, ale niestety na telefonie za długą pisałoby się komentarz. Jak odzyskam internet, od razu tam go umieszczę. Ale jedno mogę powiedzieć już teraz- wyszło ci fenomenalnie. :3
Do następnej.
Pierwsza! ♥
OdpowiedzUsuńDobra, w koncu moge to skomentować
UsuńM: Chwała bogom!
A:Widzę że nie tylko ja tu przechodziłam przez załamanie nerwowe z powodu miłości ;-; "Jak to się mówi, nadzieja matką głupich, a ja niewątpliwie taka byłam. Myliłam się i to bardzo. Uczucie nie zmalało, nie znikło, a jeszcze bardziej zwiększyło się. Tęsknota za jego osobą tak dawała się we znaki, że przestałam normalnie funkcjonować."
Lucyna ma przynajmniej dobrze bo ona się z naszym kochanym różowym przyjaźni... ja to nawet tyle nie mam... ;-; no cóż ja też już po depresji , więc nie wspominam.
No co ja mogę tu jeszcze napisać...
M:...
A: Ekhem, Meredis, ja już wiem jakie myśli ci po głowie chodzą. Ale zachowuj się jak człowiek i...
M: Ja chciałam tylko powiedzieć że mało tu innych :(
A: No faktycznie. Wiem że to głównie o NaLu, ale możesz też zrobić jakąś odskocznie...no nie wiem, Jerza? tak na przykład xD
I Miodzi że w końcu Lucuś sie do niego odzywa. Chociaż już dawno powinna mu powiedzieć, bo w takim tempie zrobi takie głupstwo jak ja.
M:Miało nie być tu o tobie.
A: Meredis, to też o tobie. Trzeba było mnie popchnąć do działania...
M: Ta i od razu z okna xD
A: Dobra koniec tematu. Świetny rozdział i nie mogę się doczekać następnego :D
Co za rozdział! :D Fajnie połączyłaś ten odcinek (tak, tak, pamiętam go :D) z opowiadaniem. Biedna Lucyna już zupełnie pogubiła się w swoich uczuciach... A Natsu nie powiem, wcale jej nie pomaga. Już sobie wyobraziłam jak jej serducho biło jak poszedł zamknąć okno itp :P Choć jak powiedziała, że jej zimno to już myślałam, że ją przytuli. A jednak nie i.. chyba ku zdziwieniu ode mnie masz za to plusa :D
OdpowiedzUsuńPotem w gildii dziewczyny nieźle ją wkopały.
"Natsu! Chodź, Lucy cię woła" -Mira i w kanonie i chyba w każdym opowiadaniu jest odpowiedzialna za takie przypały - i właśnie za to ją kocham xDDD
Lucy taka zmęczona... Jeszcze te teorie Cany, o rety co ta kobieta ma w głowie :D (tylko jedno... prócz alkoholu oczywiście ^.^)
No i wydało się kiedy jest termin tego starcia magów, tu też niezłą beke miałam xD
No i Natsu... Musiał powiedzieć jej coś ważnego, potem o tym zapomniał, ale to przecież nie musiało być nic ważnego. A na koniec okazało się, że to cholernie ważne xD Cały Natsu - rozwaliłaś mnie tym tam, że śmiałam się na głos jak głupia przed monitorem :P
Lucyna go unika... No trochę nie w porządku, ale dobra jest skołowana. I potem ta cała kłótnia... Wspomnienie o Lisannie (oj chłopie, po cieńkim lodzie stąpasz :D), ale że niby ta lama bawiła się jego uczuciami? Hmm... to nie kanon a fanfick, więc ciekawa jestem czy ma tutaj to jakiś głębszy sens ;> Ale aż przykro mi się czytała kłótnie blondyny z landryną, z drugiej jednak strony cieszyłam się, że coś się dzieje xD Uczucia dziewczyny jakie przy tym opisałaś sprawiały, że znów mi jej żal było. No ale jako tako się pogodzili, chłopina z liścia przy tym dostał no ale bywa, zdarza się co nie? xD
No i Starcie Magów, Heartfilie na dzień dobry wzieli już... I kogo ty nam tu wystawiłaś, no proszę. Byłam przekonana, że będzie Yukino. Albo ktoś nowy. A tu Angel O.o Kolejna, chyba miła niespodzianka. No i wiadomo, będą klucze, albo striptiz. I jako że już jestem przyzwyczajona do fanserwisu sama nie wiem co byłoby lepsze xDDD Ale oczywiście trzymam kciuki za Lucy ;)
Troszki się rozpisałam (co prawda nie jak ty u mnie :D), ale że komp mi się wali i lubi się resetować lub padać na dobre w najmniej oczekiwanych momentach napiszę komenta w dwóch częściach.
Usuń...
JAK TO NIE MASZ NETA?! =...{ Ale jak coś to mam nadzieję, że masz na czym pisać i potem tylko z maila od kumpeli wstawiasz (ja robie podobnie przez zepsuty komputer, pisze na lapku do którego nie mogę podłączyć neta no i potem tylko tu wklejam :P)... Albo, że brak neta jest chwilowy... No bo mam nadzieję, nie każesz nam długo czekać na cd.
...
No i to co napisałaś potem... I mimo, że nie masz neta, to przeczytałaś. Ty wiesz... ty wiesz, jak mnie to ucieszyło? Jak mnie to... podbudowało? xD Czuje się taka... zaszczycona. Tak mi miło xDDD Dziękuje, jesteś kochaniutka! xD
Twój rozdział również był rewelacyjny, ale chyba nie muszę o tym pisać - podjarana jak mała dziewczynka skrobałam wcześniej co mi ślina na język przyszła, tak mi się podobało :D I mam nadzieję, że to "do następnej" to niebawem :*
Trzecia :c
OdpowiedzUsuńNaprawdę przepraszam że komentuję dopiero teraz. Komentarz niestety będzie krótki bo coś się z internetem dzieje, ale następnym razem się rozpiszę. A więc to było słoooodkie kiedy Natsu zamknął okno, mógłby jej w końcu to coś ważnego powiedzieć. Lucy biedna jeśli chodzi o uczucia, ale nie musi od razu unikać Salamandra. Spodobał mi się jeden cytat tak że muszę go napisać w komentarzu:
Usuń"Świat ... to urzeczywistnienie naszej wyobraźni.
Ludzie...to scenarzyści, którzy sami opisują własne życie."
Naprawdę super piszesz i chyba idzie ci to co raz lepiej. Już czuję jak serducho wali, jak motyle w brzuchu, jak uczucia targają duszą kiedy widzi Natsu, szczerze mówiąc on też mógłby się ogarnąć. Oboje by mogli, podejść do siebie pocałować i powiedzieć KOCHAM CIĘ! To było urocze, kiedy ją przytulił zaraz po tym jak go uderzyła, kocham go za to, mimo wszystko nie jest jak inni, uśmiechnie się, zniesie wszelki ból, przeprosi i przytuli tylko po to aby inni byli szczęśliwi, a sam siebie stawia na sam koniec. Swoją drogą jakby na to nie patrzeć ona bawi się uczuciami Natsu, nie pomyślała co on może czuć, że jest wiecznie uśmiechniętym głupkiem? Nie, kiedyś ten uśmiech zniknie na dobre niech ratują to nim wszytsko pójdzie w niepamieć. No i już jestem ciekawa walki na Gwiezdne Duchy! Lucy vs Angel! O matko, napaliłam się i liczę także na wiele innych walk, a w tym szczególnie walk Salamandra. Weny kochana i mam nadzieję, że się na mnie nie obraziłaś, bo nie komenujesz rozdziałów. Jak zrobiłam coś źle to powiedz, WENY I Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ :)
Skąd ja znam przemyślenia w środku nocy.. eh ^^
OdpowiedzUsuńGenialnie to opisałaś, cudownie!
Kurczę, Lucinda to wpadła tak konkretnie po uszy z tą miłością xD
I to jego, że przyszedł powiedzieć coś ważnego, a potem jak go wywaliła z mieszkania, że nie pamięta co i że jednak to ważne nie było, miałam ochotę walnąć go w ten przygłupawy czasem czerep ;P
No ale Natsu na uczuciach to się jednak zna ^^
Wystarczyło, że przywaliła mu z liścia i się uspokoiła.. xD Dobre to było ^^ No i jeszcze się przytulili.. prawie jak małżeństwo.. kłócą się, a potem godzą.. brakowało mi tam tylko Happiego i jakiegoś jego zgryźliwego komentarza ^^
O, o, o, o!
Walka dwóch magów Gwiezdnej Energii!
Będzie jatka, oj będzie rzeźnia! Pisz szybko kolejny rozdział kochana!
Doczekać się nie mogę, jak to rozegrasz xD
Buźka, weeeeeeeny~ ! :*
;3
Właśnie skończyłam psychiczne anime po którym nie będę w stanie logicznie myśleć jeszcze przez miesiąc :D Albo mam pomysł! *bierze do ręki miecz który daje +30 do regeneracji zdrowia psychicznego* Ok, więc tak... OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO! Ta kłótnia, te emocje! Ten wstęp do kolejnego rozdziału! Walka z Angel pewnie będzie krwawa, pełna mordoru i popisów naszej Lucynki :D Już się nie mogę doczekać! Dozwolone jest zabijanie? Może odetnie jej łeb... To wygląda całkiem fajne... Rozpryskująca się krew i bezwładnie opadające na ziemię ciało... A jeśli...
OdpowiedzUsuńSTOP! Ten miecz nie działa! Odejde od tematu krwi, bo to "trochę" źle na mnie wpływa... "-A wiesz, faceci zawsze są głodni po sek..." - To rozwaliło mnie najbardziej xD Taka przyjaciółka jest bezcenna!
Mówią, że to kobiety są zmienne, a Natsu to co? xD Najpierw nachodzi ją w domu, ma pretensje, że go wyrzuca, robi jej bure, za to, że go unika a potem przytula. Mężczyźni... xD A tak na poważnie, wyszło to tak uroczo! Żygam tęczą! Tylko po co porównywał ją do Lissany. I ona bawił się jego uczuciami?! Jak?! Burn motherfucker! Nie mógł jej raz a porządnie spiec tyłka? Oduczyła by się... A jak chce się bawić chłopakami to won do burdelu...
Ja tak kocham szczęście innych... A kiedy oni są razem, aż się miło na serduchu robi :D Już czuję tą falę ich pozytywnych uczuć :D
Przepraszam, ale czy mogę się spytać co się stało z moim ErzaxCiasto? Ostatnio bardzo mi go brakuje... Szczególnie w mandze... Biedne Ciasto... Jak ono musi się czuć? Ich dzieci wyglądały by słodko... Chłopczyk z czerwonymi włosami i truskawką na głowie którego 80% ciała stanowi lukier. Dziewczynka z włosami ze śmietany z czekoladowymi oczami Erzy. Razem zamieszkali by w domku z truskawki i żyli by tam dopóki nie przyszedłby wielki klon Erzy który zje dzieciaki i dom. Ciasto zostałoby ranne Erza na pocieszenie go zaoferuje mu swoją miłość z czego urodzi się 40 dzieci z głową z truskawek, 1 normalne, 23 smakowałoby jak ojciec przez co zostaną zjedzone przez matkę, 59 z włosami z czekolady i lodowymi oczami oraz jedna mała truskaweczka, żyliby długo i szczęśliwie na wielkiej górze przypominającej Pudziana którą co wtorki w trzeciej kadrze tęczowej kukurydzy będzie nawiedzał wielki Potwór Spaghetti...
Co ja napisałam?! Dla czego mnie jeszcze nie zamknęli w psychiatryku?! Zwiewam póki jeszcze do końca nie zwariowałam. Weny!