~*~
LUCY
To
on... to naprawdę on! Serce fiknęło mi w piersi, a oddech szaleńczo wariował.
Widziałam go- jego włosy, tą spokojną twarz. Mogłam poczuć jego subtelny
zapach. Słyszałam jego głos.
Wpatrywałam
się w niego...
Długo.
Intensywnie.
Nic nie
mówiłam. Milczałam.
Byłam
zbyt zachwycona, by o czymkolwiek pomyśleć.
Teraz
liczył się on i tylko on!
To on
nadawał memu życiu sens. To on sprawiał, że każdego dnia budziłam się z
uśmiechem na twarzy. To on powodował, że nawet najkrótsza chwila była
przepełniona radością. To on mnie odmienił.
Teraz
nie potrzebowałam niczego więcej do bycia szczęśliwą. Wystarczyła tylko jego
obecność; byleby tylko był obok mnie.
Ten
jedyny raz pozwoliłam sobie być egoistką.
Pragnęłam,
by mnie przytulił. Nigdy tak nie brakowało mi jego bliskości jak teraz.
Marzyłam,
by tylko do mnie mówił. Chciałam słyszeć swoje imię z jego ust.
Pożądałam
wręcz jego zapachu i ciepła.
Miałam
ochotę na niego całego. ( bez skojarzeń ^^)
Odpłynęłam
na chwilę do krainy marzeń, by następnie powrócić do brutalnej
rzeczywistości...
Moja
radość na widok chłopaka skończyła się. Chciałam teraz, by zniknął.
Wolałam
by go tu nie było niż widzieć jak cierpi.
Obserwowałam
jak mój ukochany obrywa niezliczoną ilość razy. Widziałam dokładnie gdzie
dostawał, ile razy, z jaką intensywnością i częstotliwością. Przed oczami
miałam jego zmieniającą się mimikę twarzy, jego grymas bólu. Nie miałam ochoty
na to patrzeć. To było zbyt bolesne...
Chłopak
opadł zmęczony na ziemię, a mimo to wróg nie oszczędził go. Kopał ciało
nieprzytomnego już Natsu. Nie znał litości. A w tym wszystkim towarzyszył mu
ten szatański uśmiech... Przypominał mi bestię. Potwora, którego teraz
nienawidziłam najbardziej na świecie. Człowieka, który katował mojego
przyjaciela.
Miał
przy tym niezły ubaw, a ja miałam dosyć...
Mógł ze
mną zrobić co chce... Mógł mnie pobić do nieprzytomności, mógł mi powyrywać
włosy, mógł mnie torturować, mógł mnie nawet zgwałcić i zabić, ale nie mógł
dotknąć mojego Natsu!
Tym
razem przegiął...
Nie
zamierzałam po raz kolejny tylko stać i przepatrywać się. Nie chciałam być po
raz kolejny bezsilna. Teraz moja kolej bronić tego, co kocham.
Determinacja
wylatywała ze mnie z każdej komórki ciała. Dłonie drżały, ale tym razem z
podniecenia. Bowiem zapragnęłam walczyć. Marzyłam o przelaniu krwi wroga!
Krzyknęłam...
Długo.
Donośnie.
Wrzask
mojej rozrywanej duszy odbijał się echem po "ścianach" w tym
pomieszczeniu.
Czysty
gniew emanował ze mnie jak nigdy dotąd. Nienawiść dodawała mi siły.
Rozszerzyłam
do maksimum oczy, z których poleciała pierwsza stróżka krwi.
Tym
razem ból stał się moim ukojeniem....
~*~
NATSU
Z
niedowierzaniem wpatrywałem się w dziewczynę. Jeszcze chwilę temu cieszyła się
na mój widok, ale teraz cierpiała? Ale przecież nikt jej nic nie zrobił. Więc
jak...?
Wtedy
spojrzałem na zakapturzoną postać, która uśmiechnęła się. A więc do jego
sprawka...
-Co jej
zrobiłeś?- warknąłem nieprzyjemnie.
Zapaliłem
obie pięści swoim ogniem i z mordem w oczach powędrowałem w stronę wroga. Ten
jednak stał niewzruszony tym i cierpliwie czekał.
Zdziwił
mnie fakt, że nie szykuje się do pozycji obronnej, czy też do ataku. Czyżby był
tak bardzo pewny swojej wygranej? Nie, to nie to. Więc dlaczego?
-Zanim
zdecydujesz się na atak pozwól mi się wytłumaczyć.
Postać
ściągnęła kaptur. Ujrzałem wtedy bladą chłopięcą twarz, na której gościł
smutek. Jego czarne włosy niesfornie opadały na jego czoło, a ciemne oczy się
we mnie wpatrywały.
Wyglądał
dosyć niepozornie. Wbrew moim przekonaniom nie wyglądał na szaleńca, którego
interesuje ludzkie cierpienie. Przypominał raczej kogoś, kto został skrzywdzony
przez los.
Nie
wiem co we mnie wstąpiło, ale uspokoiłem się.
Sprawiłem,
że moje dłonie wróciły do normalności i postanowiłem go wysłuchać.
-Dobra,
mów.
Na
twarzy chłopaka dostrzegłem nikły półuśmiech oraz tak jakby cień ulgi.
Zaczerpnął powietrza i zaczął mówić.
-Nazywam
się Zeref. Pewnie wiesz, kim kiedyś byłem. - już chciałem coś powiedzieć, ale
wyprzedził mnie.-To, co ci powiem, może cię zszokować. Nie mniej jednak nie
przerywaj mi do samego końca. Ta historia jest powiązana z tą o to dziewczyną.-
palcem wskazał na Lucy.- A więc... Czterysta lat temu byłem najpotężniejszym
magiem. Zabijałem wszystko, co napotkałem na drodze. Nie doceniałem wartości
ludzkiego życia. Pozbawiałem człowieka jego egzystencji dla własnej
przyjemności. Można by rzecz, że było to moje hobby. Podróżowałem po świecie,
bez celu, aż w końcu ziemia znudziła mi się. Chciałem zabić coś o wiele
bardziej większego, a przede wszystkim istotę, która nie będzie łatwym celem.
Wybrałem krainę smoków. Dlaczego? Smoki to naprawdę intrygujące stworzenia i
nawet u mnie budziły podziw. Byłem zafascynowany ich wyglądem, zwyczajami, tym,
czym się żywią, ich magią. Wydawały się silniejsze ode mnie, a to dawało mi
kolejny powód, by pozbawić je życia. W końcu przeniosłem się do ich świata.
Wylądowałem na pustyni. Maszerowałem długimi dniami, lecz nie dostrzegłem
żadnego smoka. Pomyślałem, że może mają mało liczebność, więc chciałem wyrżnąć
je do ostatniego. Pragnąłem, by ich gatunek zniknął na zawsze. Aż się teraz
dziwię, jakim kiedyś byłem okropnym magiem. Ale wracając do historii... Pewnego
dnia nieoczekiwanie spotkałem trzy smoki. Jeden był większy od drugiego.
Emanowała od nich niewyobrażalnie duża magia. Napaliłem się. Po raz pierwszy
moja zdobycz była silniejsza ode mnie. Co więcej, bałem się ich, ale to tylko
dodatkowo mnie nakręcało. Kiedy już
chciałem wykonać ruch, dostrzegłem ją. Na jednym grzbiecie siedziała
nastolatka. Miała krótkie, niebieskie włosy. A jej oczy? Mieniły się wszystkimi
barwami tęczy. Moja chęć mordu znikła. Jak to się mówi- zakochałem się od
pierwszego wejrzenia. Kiedy dostrzegłem, jak dobrze bawi się ze smokami, nie
mogłem ich zabić. Zamiast tego postanowiłem bliżej poznać dziewczynę. Miała na
imię Ami. Pochodziła z Ziemi i tak naprawdę była tylko zwykłym człowiekiem. Nie
wiedziała jak znalazła się w tej krainie. Kiedy smoki spotkały nieznaną im
istotę, zaopiekowali się nią. Z czasem domyślili się jakiej rasy jest, lecz
potraktowali ją jak jedną z nich. Nauczyli ją magii, która pierwotnie należała
do nich. To właśnie ona była pierwszą Smoczą Zabójczynią. Kiedy o sobie
opowiadała, mogłem jej słuchać godzinami. Byłem zafascynowany jej osobą. Dzięki
niej zacząłem też doceniać życie i zaakceptowałem smoki jako kogoś przyjaznego.
Przeżyliśmy z Ami wiele wspólnych dni. Każdy wypełniony był radością. Miłość
odmieniła mnie i stałem się dobry. Chociaż u jej boku byłem szczęśliwy
wiedziałem, że to nie będzie trwało wiecznie. Przyszedł w końcu ten dzień,
którego się najbardziej bałem. Ami umierała z powodu zbyt dużej ilości magii,
jaką pochłonęła. W końcu była tylko człowiekiem i w przeciwieństwie do mnie-
nieśmiertelnego miała swoje limity.
Jednak ja nie chciałem stracić ukochanej. Musiałem wymyślić coś, by została u
mojego boku do końca.- przerwał na chwilę.
Cała
złość, jaką go darzyłem, gdzieś znikła. Bowiem przypomniał trochę mnie. Również
troszczył się o ukochaną i był gotów zrobić dla niej wszystko. Zastanawiałem
się czy gdybym to ja był zły to dziewczyna by mnie odmieniła na lepsze...
Możliwe, a nawet bardzo. W końcu już teraz wyrwała mnie ze szponów samotności.
Miałem dla kogo żyć i kogo bronić.
-Rozumiem,
że chciałeś chronić tą całą Ami. Ale co to ma związanego z Lucy? Czyżby ci ją
przypomniała?-spytałem wprost.
Brunet
jednak pokiwał przecząco głową.
-Już
mówię. Widzisz. Ami oprócz magii smoków posiadała własną, magię gwiazd.
Postanowiłem ją wykorzystać. Stworzyłem dwanaście złotych kluczy, w których
zapieczętowałem moc Ami. Jej egzystencje ukryłem w trzynastym kluczu. Tak oto
powstały Gwiezdne Duchy i Zodiakalne Klucze. Wiedziałem, że kiedyś ktoś będzie
chciał posiąść tą magię, więc tylko wyczekiwałem na ten dzień. Kiedy ktoś
zebrałby dwanaście kluczy, mógłby uwolnić Ami. Ona ofiarowałaby moc swojemu
wybawcy, a sama zyskałaby nieśmiertelność. W ten sposób mogła być ze mną na
zawsze. Dzisiaj wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. - zakończył swój
monolog.
-Rozumiem,
że to Lucy jest tym magiem, bo ma dwanaście kluczy. Ale powiedz mi dlaczego ją
torturowałeś? Dlaczego musiała cierpieć? Dlaczego pozbawiłeś ją magii?-
stopniowo przestawałem nad sobą panować.
-Uspokój
się! Zdajesz sobie sprawę, że każdy mag posiada jakiś limit mocy, nie? To
znaczy, że nie może mieć nieskończonej ilości magii. Lucy miała sama w sobie
ogromne pokłady mocy, a włączając w to magię Ami, nie pomieściłaby takiej
ilości. W konsekwencji wybuchłaby- dosłownie. Magia rozsadziłaby ją od środka.
Dlatego skoro ta dziewczyna nam pomaga, nie chcę, by umarła. Zrobiłem wszystko
by i ona przetrwała. Rozumiesz? Robię to tylko ze względu na swoją miłość.
Jednocześnie nie chcę, by ktoś ucierpiał. To prawda, torturowałem Lucy. Ale tak
musi być. Aby mag mógłby zaabsorbować magię z Zodiakalnych Kluczy muszą zostać
spełnione trzy warunki.
Byłem
zdziwiony. To wszystko było takie zagmatwane. Mój mózg dzisiaj pracował jak
nigdy. Bowiem pierwszy raz przetwarzał tyle informacji na raz. Już bolał mnie
od tego myślenia. Westchnąłem...To skomplikowane. Wtedy przypomniałem sobie o
Lucy... W końcu to dla niej robię. Odetchnąłem.
-Jakie?
-Po
pierwsze, mag musi być opróżniony, czyli prościej- bez magii. Po drugie, musi
być wyczerpany, gdyż magia automatycznie regeneruje obrażenie. Po trzecie, musi
być pod wpływem silnych emocji, jak na przykład gniew.- powiedział.
Zmarszczyłem
brwi, wykrzywiając usta w grymasie.
-To
dlatego krzyczy?
-Tak.
Zorientowałem się, ze jesteś dla niej kimś ważnym, więc wykorzystałem twoje
przybycie. Zahipnotyzowałem ją tak, by widziała twoje cierpienie. Tak ogarnie
ją gniew, więc spełni trzy warunki.
Poczułem
się dziwnie na stwierdzenie " jesteś dla niej kimś ważnym". Czy aby
na pewno tak było? Ale skoro dostrzegła to osoba, która pierwszy raz nas
widzi... Coś musi być na rzeczy. Mimowolnie uśmiechnąłem się. I nie wiedząc
czemu znowu spojrzałem na usta blondynki.
Cholera,
co się ze mną dzieję?
Czemu
tak się napalam na jej widok ?
Wrr,
uspokój się!
-Chociaż
Lucy cierpiała, to jednak nie chcesz jej zabić. A w dodatku robiłeś to dla
swojej miłości. - podsumowałem.-Powiedz mi, jaką moc otrzyma nowa Lucy?-
dodałem.
Byłem
bardzo, ale to bardzo ciekawy tego. W końcu, jeśli przechodzi takie męki, to
może jest to coś niezwykłego?
-Magię
Gwiazd, z tego, co wiem, to już jej użyła kiedyś nieświadomie. Lecz tamtejszy
pokaz to nawet nie połowa prawdziwego potencjału tego zaklęcia. No i otrzyma
Magię Smoków.
-Taką
jak moja?
-Nie.
Chyba nie wspominałem tego. Ami w podzięce za uratowanie jej, nauczyła się
magii, by móc chronić smoki. Mogła je leczyć, wzmacniać ich magiczną moc, a
nawet wytwarzać atrybut, jakim się posługiwali. To tą część mocy otrzyma Lucy.
Jednak może jej używać tylko na Smoczych Zabójcach. Prościej mówiąc- tylko na
jednym.- rzekł spokojnym głosem.
Pff, co
to za magia. Można użyć na jednym? To oczywiste, że będę to ja. Lucy jest dla
mnie najważniejsza, ja dla niej też i należy mi się za to jakiś nagroda... Czy
ja to wypowiedziałem na głos?
-Jak to
na jednym? Na kim ? - musiałem wiedzieć kto mógłby być potencjalnym rywalem.
-To
niestety wybiera przeznaczenie.
Jeśli
to wybiera przeznaczenie, to znaczy, że to ona jest pisana mi. Przecież szalik
trafił do niej, więc i teraz musi tak być, prawda...?
-Czyli
to nie muszę być ... ja? - zapytałem.
-Dokładnie.
Wkurzyło
mnie to... Ale postanowiłem po raz kolejny zaufać przeznaczeniu.
-Dobra,
rozumiem. A powiedz mi kto jest tym trzynastym kluczem?
-Znacz
ją... To...- ktoś mu przerwał w połowie zdania.
-Dawno
się nie widzieliśmy, Natsu.- ten głos...
To
niemożliwe! Ale dlaczego? Z wszystkich na świecie dlaczego ona? Czy nie była
przyjaciółką Lucy? Przecież tyle razy nam pomogła. Nie spodziewałem się tego.
Stałem w bezruchu, kompletnie tym zaskoczony. Bardziej martwiłem się jak
zareaguje na to Lucy...
Jednak
wiedziałem jedno. Cokolwiek by się nie działo, zawsze będę przy dziewczynie, by
ją wspierać. Nawet w najgorszych chwilach!
-To
naprawdę ty jesteś Ami?- spytałem.
Spojrzałem
kątem oka na Lucy, która nie wyglądała za dobrze. Chyba ta cała ceremonia
zaczęła się. Co powinienem zrobić? Pozwolić, by wszystko samo toczyło się swoim
tempem, czy interweniować?
Jak się
spodziewałem, myślenie mi nie wychodzi.
~*~
Podejrzewam,
że nikt na to nie wpadł. Tylko ja mam taką pokręcone pomysły. Tutaj przyznam,
dałam się ponieść wyobraźni, ale nie wiem czy spodoba wam się taki obrót spraw.
Pożyję, zobaczę xD Chyba, że mnie udusicie za to. :3 Możecie krytykować do
woli, bo mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. Ciekawe czy zgadniecie kim
jest Ami. :D No i wyjawiłam wam wszystkie tajemnice z mocą Lucy :C No prawie
... :D Chciałam dłużej trzymać was w napięciu... Ale to byłoby nudne. :) Ale
cii już nic nie mówię. Aaa, no i na koniec dedykacja dla uwaga, uwaga!! Pani
Victress <3. Wspiera mnie od początku opowiadania, więc się jej należy. Przepraszam,
że akurat dedykuje taki rozdział C: No to do następnej . Dziękuję wszystkim za
to, że są. Najbardziej tym, co mnie wspierają miłymi słowami. Ale tym co nie
komentują, ale czytają również dziękuję. :)) Za błędy przepraszam, nie miałam
czasu ich sprawdzać.
PIERWSZA!
OdpowiedzUsuńTyle emocji ciekawe i w ogóle. O matko, chociaż ja też trochę tego nie rozumiem. To mam nadzieję, że Natsu i Lucy będą razem i nic się w Lucy nie zmieni bo oni są dla siebie wprost stworzeni *__* O bosze robi się co raz ciekawiej dodaj szybko kolejny rozdział bo mnie chyba rozsadzi z ciekawości. ZAKOCHANY ZEREF! OHH...KAWAII! Zeref jest taki kawaii *^* Ups...znów mnie ponosi. No dobra, to życzę naprawdę dużo weny i błagam, ale to błagam dodaj szybciutko kolejny rozdział.
UsuńNatsu Salamander znowu mnie wyprzedził ! :c
OdpowiedzUsuńOkej, okej więc tak udusić to cię nie uduszę,bo było dobrze wszystko :3
Pod koniec : Ona została wybrana do tego (..) to wtedy troche tak zabrzmiało zakręcenie :D Skojarzyło mi się sama nie wiem z Egiptem ^^ . Ale to nic. Chyba wiem kim jest Ami, dało mi już to domyślenia jak napisałaś o 13 kluczu :D Na początku opowiadania się już pojawił 13 klucz ^^ Ale więcej nie zdradzam :P Bezbłędnie opisane uczucia jak zawsze,bardzo mi się też podobało jak opisałaś tą złość Lucy itp jak widziała w hipnozie jak biją natsu .
Zeref?! Ok, to ma sens xD Hm... "Czemu tak się napalam na jej widok ?" czy to nie brzmi... jednoznacznie? if you know what i mean :3 Przejdźmy do rzeczy, nie uduszę Cię ja sama kocham dać się ponieść wyobraźni (aż tu nagle głos pani "do tablicy!" :P). Ja chyba jestem niedorozwojem nic mi nie przychodzi do głowy w związku z Ami ale jeszcze przemyśle kim może być... Wielka radość i nagły ból nigdy nie odpuścicie tej Lucy co? :P Mój mózg nie jest wstanie się domyślić co się stanie dalej więc przynieś mu szybko ukojenie, żeby się już nie zadręczał :D Weny, weny i jeszcze raz weeeny :D
OdpowiedzUsuńDobranoc ;)
Oh! Dziękuję za rozdział kochana, nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło ;)
OdpowiedzUsuńNo co ty rozdział świetny jak każdy inny i bardzo się cieszę, że mi zadedykowałaś :)
Nareszcie wszystko wyjaśnione, nawet nie wiesz jaki kamień mi spadł z serca, gdy się dowiedziałam, że Lucy bezie miała moc... ~yay~!
A ja chyba wiem kim jest Ami! Czy to może być M... nie będę mówić więcej, ty pewnie będziesz wiedziała o kogo chodzi ;)
Ah! Mam nadzieję, że niedługo się doczekam na jakiś moment NaLu, od którego aż będę zazdrościć Lucy... doczekam się, prawda? ;)
Już nie mogę się odczekać następnej i życzę ci duużo weny kachana, bo pomysł fajny!
P.S. jaka tam pani, po prostu Victress :D
~Victress
"Pff, co to za magia. Można użyć na jednym? To oczywiste, że będę to ja. Lucy jest dla mnie najważniejsza, ja dla niej też i należy mi się za to jakiś nagroda..." - rozwaliło mnie to xD Ale w sumie chłop ma racje ^.^ Trochę to wszystko... szokujące, niespodziewane, ale ciekawe i nietuzinkowe, jeszcze nie czytałam o zakochanym Zerefie <3 No i ta cała nowa magia i szczególnie historia kluczy, nigdy jeszcze o czymś takim nie czytałam. Interesujące :D A pomysłowości gratuluje! I oczywiście życzę dużo weny :*
OdpowiedzUsuń