~*~
LUCY
Kiedy obudziłam się,
byłam sama. Przynajmniej tak mi się wydawało. Pierwsze, co ujrzałam, to
ciemność. Mrok rozprzestrzeniał się dookoła, wypełniał "
pomieszczenie" po brzegi, jednocześnie kryjąc się w każdym zakamarku.
Oprócz niewyraźnych zarysów i kontur czegoś, nie widziałam nic. Przez to ciężko
było mi wywnioskować, gdzie obecnie się znajduję. Ostatnie co pamiętam, to
zakapturzona postać, a potem pustka. Czyżbym zasnęła? Wątpię. Prawdopodobnie
użył czegoś, bym straciła przytomność. Teraz, gdy mniej więcej znam swoją
sytuację, mogę uspokoić się. Chociaż w obecnym położeniu nie jest to do końca
możliwe. Mimo to nie powinnam panikować. Niepokój i zdenerwowanie w niczym tu
nie pomoże, a ja doskonale wiedziałam o tym. Zastanawiało mnie jedno. Jaki
motyw ma osoba, która mnie porwała? Nie
rozumiałam tego. Prawdopodobnie ta sama postać przyczyniła się również do mojej utraty magii. Chociaż to
było pozbawione logiki. Skoro jakoś odebrano mi moc, to po co pozostawili mnie
na jeden dzień nietkniętą? Gildia mogłaby się domyśleć i pokrzyżować jemu
plany. Tak się jednak nie stało, ale byłaby taka szansa. Westchnęłam. Ja to mam
"szczęście".
Przestałam na chwilę
rozmyślać nad swoją kiepską sytuacją i skupiłam się na czymś innym.
Pierwsze wrażenie-
zimno. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że w tym miejscu jest chłodno,
wręcz lodowato. Mimowolnie zaczęłam dygotać z powodu niskiej temperatury.
Odruchowo przejechałam dłonią po czymś znajdującym się za mną. Opuszkami palców
wyczułam chropowatą powierzchnię. Cóż to mogło być?
Usłyszałam echo
kroków, które były coraz bliżej mnie. Zatem nie miałam czasu na rozmyślanie.
Zacisnęłam usta w wąską linijkę, wstrzymując oddech. Jakbym łudziła się, że to
coś pomoże. Starałam się nie wydawać żadnych dźwięków. Dookoła było cicho, więc
chcąc, nie chcąc słyszałam przyśpieszone bicie serca.
Bum, bum.
Ktoś zbliżał się
jeszcze szybciej. Kątem oka dostrzegłam nikłe światło wydostające się z
pochodni. Zamknęłam oczy, udając, że wciąż jestem nieprzytomna. Może tak
uzyskam jakieś informacje.
Poczułam gorący
oddech owiewający moją twarz. Wtedy moje serce jeszcze szybciej łomotało.
Czyżby wywołał to strach, ale przed czym? Nie bałam się w tej chwili niczego,
ale może podświadomie obawiałam się całej tej sytuacji? A może to niewiedza
sprawiała, że nie mogłam uspokoić się?
Ów osobnik siłą
podniósł mój podbródek do góry. Zacisnęłam jeszcze bardziej powieki. Postać
natomiast ścisnęła jeszcze mocniej dłoń na mojej twarzy. Mimowolnie syknęłam z
bólu.
Cholera, zdradziłam
się.
-Już nie udawaj
śpiącej. Od początku wiem, że odzyskałaś przytomność-. szepnął mi do ucha.
Przeraziłam się,
słysząc to. Więc moje próby spełzły na niczym, tak?
Nie zdążyłam nic
zrobić, gdy po chwili poczułam przeszywający ból. Spojrzałam w dół, gdzie
ujrzałam zarysy pięści, która uderzyła w mój brzuch. Gdybym mogła, opadłabym na
kolana, lecz moje dłonie były zarzucone
za głowę i jakoś unieruchomione. Przez to zmuszona byłam zostać w pozycji
stojącej.
Ujrzałam jego
uśmiechniętą twarz, a do moich uszu doszedł złowrogi rechot. Jego to wszystko
bawi, a mnie sprawia ból. Ale nie dam mu tej satysfakcji- nie zamierzam
krzyczeć ani uronić łez. Muszę być silna!
-Jak ja uwielbiam
takie, które zgrywają twarde. Ciekawe po jakim czasie zaczniesz krzyczeć? Dwie
minuty, pięć, pół godziny? - nabijał się.
Na mój brzuch zaczęły
spadać kolejne ciosy. Czułam jak ból wypełnia mnie całą. Miałam ochotę
krzyczeć, ale powstrzymywałam się. Zagryzałam wargi, by nie wydać żadnego
dźwięku. Przez to poraniłam sobie usta, z których zaczęła sączyć się krew.
-Wspaniale,
wspaniale!
Już nie wiedziałam,
która część ciała zostaje uderzona. Po czterdziestym ciosie przestałam je
liczyć. Dłonie poruszały się nerwowo, a przez krępujące je sznury tylko
sprawiałam sobie dodatkowy ból. Nadgarstki były całe pozdzierane, dodatkowo
znajdywała się na nich zaschnięta krew. Nogi już dawno odmówiły mi
posłuszeństwa. Drżały z tej udręki. Każda komórka mojego ciała krzyczała z
bólu, ale postanowiłam być twarda. Nic innego mi nie pozostało.
Myślami byłam daleko
od tego miejsca. Teraz znajdowałam się w swoim własnym świecie, do którego
tylko ja miałam dostęp. Siedziałam na polanie. Obok mnie znajdował się chłopak,
który tulił mnie do swojego ciepłego ciała. Trwaliśmy tak w uścisku, w
milczeniu. Letni wiatr owiewał nasze twarze, które były uśmiechnięte. Nie
przejmowaliśmy się niczym, liczyliśmy się tylko mi.
-Jeszcze się
trzymasz?- spytał, kiedy otworzyłam oczy.
Uśmiechnęłam się
tylko kpiąco, lecz zaraz skrzywiłam twarz, kiedy poczułam kolejne uderzenie,
tym razem na lewe udo. Po raz pierwszy wyplułam sporą ilość krwi, chociaż na
jednym razie się nie skończyło. Z każdym kolejnym ciosem zaczęłam krwawić
jeszcze intensywniej. Nie wiedziałam ile czasu zostaję poddana torturom.
Kompletnie straciłam rachubę czasu. Dla mnie nawet jedna sekunda trwała
wieczność. Teraz przechodziłam prawdziwe piekło i nic nie wskazywało na to, że
ma to się skończyć.
Czułam się fatalnie.
Nie miałam już siły. Drgawki wzmocniły się, a ja w jednej chwili poczułam, że
cała energia ulatnia się ze mnie. Ze zmęczenia zemdlałam, lecz to ukoiło mój
ból. Mogłam odpocząć, chociaż przez krótki czas.
~*~
NATSU
Biegłem przez dobre
parę godzin bez żadnego odpoczynku. Chociaż czułem ogarniające mnie zmęczenie,
nie mogłem pozwolić sobie na przerwę. Teraz liczyła się każda minuta, a nawet
sekunda. Życie Lucy jest w moich rękach i to ode mnie zależy, czy jej się nic
nie stanie. Podświadomie wierzyłem w to, że zdążę na czas. Ale gdzieś czułem
ten niepokój, że jednak mi się nie uda. Dlatego też odrzuciłem tą myśl na
dalszy plan, starając się zbytnio nie dołować.
Noc kończyła się.
Powoli nastawał ranek. Pierwsze, nikłe światło słoneczne wychylało się z linii
horyzontu. Niebo zaczęło przybierać niebieskich barw. Ujrzałem parę
pojedynczych obłoków. Poczułem orzeźwiający wiatr. Wraz z tym podmuchem został
przyniesiony ten przepiękny zapach. To niewątpliwie woń dziewczyny. Czyli
musiałem być już blisko.
Mimowolnie moje serce
przyśpieszyło. Wreszcie zobaczę ją po tak długiej przerwie. Tak cholernie za nią
tęskniłem- za jej wyglądem, zapachem, głosem. Chciałem już mieć ją w swoich
ramionach i rozkoszować się tą bliskością. Pragnąłem wynagrodzić jej stracony
czas. Marzyłem o dniu, w którym ponownie się spotkamy, lecz jednocześnie bałem
się. Co jeśli mnie znienawidziła, albo nawet zapomniała? Co jeśli nie chce mnie
już znać? Co jeśli już dla niej nie istnieje?
Skończ myśleć Natsu,
bo ci to nie wychodzi!
Odrzuciłem od siebie
wszystkie ciemne scenariusze. Wolałem żyć myślą, gdzie szczęśliwa wita mnie z
uśmiechem. O wiele bardziej podobała mi się ta wizja. Uniosłem kąciki ust ku
górze. Co ma być, to będzie. Najważniejsze by była bezpieczna. Nic teraz nie ma
większego znaczenia.
Przyśpieszyłem
jeszcze bardziej. Stawiałem coraz dłuższe kroki. Brakowało mi już powietrza.
Ale to nic. Nie odpuszczę, dopóki nie ujrzę jej całej.
Lucy, zaczekaj
jeszcze trochę, dobrze?
~*~
LUCY
Gdzie ja jestem? Kim
ja tak naprawdę jestem? Tego nie wiedziałam. Byłam zagubiona. Widziałam
nieznane mi pomieszczenie. Czułam przeogromny ból z całego ciała. Krzyczałam na
cały głos. Mój głos odbijał się echem. Drżałam z zimna.
Widziałam wszystko
jak przez mgłę. Choć w pomieszczeniu było jasno, ja dostrzegałam jedynie
ciemność. Nie wiem jak, ale potrafiłam teraz wyczuć tą złowrogą aurę.
Niewątpliwie należała ona do tego, co mnie torturował. Oprócz jego poczułam
cieplejszą energię. Prawdopodobnie był tutaj w pomieszczeniu ktoś trzeci.
Ciemność, ciemność i
jeszcze raz ciemność i ten tępy ból głowy! Odnosiłam wrażenie, że po moim mózgu
urządziło sobie przejażdżkę tysiąc Happy' ich, a tupot ich stóp roznosi się
dookoła o większym natężeniu niż powinno. Miałam ochotę zacisnąć mocno pięści,
ale nagle przestałam dostrzegać swoje ciało. Chciałam wydzierać się z bólu, ale nie słyszałam swojego głosu.
Co to jest?
Takie dziwne uczucie?
Teraz słyszałam czyjeś szlochy i krzyki. Próbowałam zapanować nad chaosem w
mojej głowie, ale bezskutecznie. Wszystko zlało się w niezrozumiałą całość.
I natenczas
wszystko... znikło.
Zaczęłam powoli
unosić powieki, trzepocząc rzęsami.
-Gdzie jest Lucy?-
usłyszałam nagle jakiś głos.
-Sam się dowiedz.-
ktoś inny powiedział.
-Powtórzę jeszcze
raz. Do cholery, gdzie jest i co zrobiłeś z Lucy.- znowu odezwał się ten
"pierwszy".
Gdy drugi raz
usłyszałam jego głos, mogłam wysunąć pierwsze przypuszczenie dotyczące
właściciela. Pomyślałam, że to naiwne, ale moja propozycja dotyczyła...
NATSU!
Zaparło mi dech w
piersiach. Zobaczyłam wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka. Jego różowe włosy
stały się dłuższe. Ubrany w swój zwyczajowy strój, w którym zawsze paradował po
gildii. Chociaż widziałam tylko niewyraźnie tył jego pleców, wiedziałam, że to
na pewno on.
-To
niemożliwe.-ulżyło mi, kiedy usłyszałam swój głos.-Natsu!- krzyknęłam.
-Lucy?- odpowiedział,
a już wiedziałam, że to on. N a t s u.
Przez szok i
niedowierzanie zaczęłam się śmiać. Teraz dopiero zauważyłam, że czuję łzy w
oczach, że w ogóle czuję. Czuję jego ciepło, jego zapach. Słyszę jego głos,
widzę go. Czuję, że życie znów nabiera sensu. Czuję, że znów mogę żyć pełnią
życia. Czuję szczęście. Zapominam o rozłące i napawam się jego widokiem.
Nie mogłam oderwać od
niego oczu. Naprawdę czułam jego obecność. To on, to na pewno mój Natsu.
Serce zaczęło mocniej
bić... on tutaj jest!
Chciałam wykrzyczeć
wszystkim, jak bardzo jestem szczęśliwa! Radość rozpierała mnie od środka.
Ignorowałam nasilający się ból, w myślach mając tylko Salamandra.
Po raz kolejny
uratował mnie- zakończył moją samotność i pozwolił, by moja tęsknota dobiegła
końca. Negatywne uczucia w jednym momencie znikły, a zastąpił je pozytywizm
emocji.
Wiedziałam, że
wyobraźnia nie płata mi figli. Tym razem nie ma co do tego pomyłki- wyraźnie
czułam jego obecność. Pragnęłam pozostać tak wiecznie- wpatrywać się w twarz
chłopaka. Byleby tylko nie odchodził...
~*~
NATSU
Wpatrywałem się w jej
zakrwawioną twarz, która aż promieniała szczęściem. Widziałem jej poobijane
ciało, a mimo to ona uśmiechała się. Dostrzegłem jej grymas ból, który
starannie próbowała ukryć. Zobaczyłem jej łzy, których tak nie znosiłem.
Zerknąłem na nią, lustrując ją od stóp do głów. Nic się nie zmieniła. Może
tylko wypiękniała i straciła na wadze. Tak, to od razu można było widzieć. Jej
ciało stało się jeszcze chudsze, niż wcześniej. Skóra ledwo zakrywała gołe
kości i mięśnie. Wyglądała jak wrak człowieka, ale dla mnie nadal była
najpiękniejsza na świecie.
Dostrzegłem swój
zakrwawiony szalik na jej szyi. A jednak los był tak łaskawy, by nasze
przeznaczenia ponownie się ze sobą skrzyżowały.
Widząc ją po takim
czasie rozłąki, byłem szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy i jednocześnie
samolubny, bo nie chciałem z nikim dzielić się blondynką. Pragnąłem ją mieć
tylko dla siebie i żeby zawsze była tylko moja. Aż się cały napaliłem. Wymownie
zerknąłem na jej opuchnięte wargi. Jakbym chciał jej pokazać, czego będę
oczekiwał, kiedy zostaniemy sami...
-Poczekaj jeszcze
chwilę, dobrze?- uśmiechnąłem się.
Kiwnęła bladą głową
na potwierdzenie. Obróciłem się z wściekłą miną w stronę wroga. Muszę tylko go
zabić, a potem będę mógł chwycić w swoje ramiona tą kruchą istotkę.
-Już nie żyjesz!-
warknąłem zawzięcie.
Lucy, wytrzymaj
jeszcze trochę. Obiecuję, że to nie zajmie długo.
~*~
Tym razem jestem
zadowolona z rozdziału. Macie to ich spotkanie <3. Szczerze, sama się
cieszę, bo również nie chciałam pisać o wiecznie smutnej Lucy. Teraz możecie
liczyć na długie, długie spokojne rozdziały, opisujące ich ponowne relacje. :)
Rozdział dedykuję
NatsuSalamander. :* Jest ze mną od
początku opowiadania. Zawsze mnie wspiera i motywuje, a to bardzo pomaga.
Dziękuję Ci za wszystko.
Jestem w szoku, że
teraz rozdziały tak szybko i łatwo mi się pisze. Ciekawe na ile pozostanie ze
mną ta wena. :D
P.S Mam nadzieję, że
nie zwaliłam ich spotkania, tzn. nie wiem czy to dobrze opisałam :C
Pozdrawiam
wszystkich.
Merdam palcami nad klawiaturą i mam chytry uśmieszek jak jakiś szalony naukowiec O.o Biedna Lucy, wiele osób ją katuje, ale ty to tak opisałaś, że aż mnie to zabolało. No ale to znaczy, że dobrze Ci wyszło :D(jak zawsze). Natsu jak rycerz ... jak zawsze przybiegł uratować Lucyne ;D To jest podstawa już xD Ale możesz być pewna, wcale tego nie skopałaś, wręcz przeciwnie. I ten jego look na usta *niach niach* , ojj ciekawie będzie jak ją uratuje xD Już nie mogę się doczekać ^.^ Bardzo fajnie wyszedł Ci cały rozdział :) :*
OdpowiedzUsuńOhh dziękuję za dedykację, fajnie się z tobą rozmawia. No lepiej żeby cię ta wena nie opuściła, a jak opuści to pożyczej ci swojej, chociaż sama jej zbytnio nie mam. Rozdział wspaniały, jeee Natsu uratował Lucy, w kolejnym jego walka! TAG! Kocham jak Natsu walczy, zawsze chroni Lucy. Ja też chcę takiego smoka :3 Super rozdział i mam wrażenie że za niedługo coś się wydarzy w NaLu *__* Z niecierpliwością czekam na kolejny i pamiętaj, że możesz zawsze na mnie liczyć.
OdpowiedzUsuńDUUUUŻO WENY ŻYCZĘ.
Świetny rozdzialik!
OdpowiedzUsuńAaach!Nareszcie się spotkali, o mamo jak się cieszę! To było piękne, tak piękne, że gdzieś tam w kącikach oczu zakręciły mi się łezki!
Już się nie mogę doczekać tych spokojnych i szczęśliwych dni z NaLu w roli głównej.
Ale będę marudna i nadal będę mówić: mam nadzieję, że moc Lucy wróci w najbliższym czasie, błagam!
Czekam na następną notkę i duużo weny kochana ;*
~Victress
Nareszcie przełamałam mojego lenia i postanowiłam skomentować! Tyle smutku i radości w jednym rozdziale! Czuję zbliżającą się falę szczęśliwych chwil NaLu :3 Dalej mnie ciekawi co się stało z jej mocą i kiedy ją odzyska mam nadzieję, że niedługo. Czekam z niecierpliwością na następne rozdziały i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Naprawdę taki superrrrr, kakoiiiii, kawaiiiiiiiiiiii! Zaje-super c; Żczęci jaknajwięćej weny ^^ ITP ITD c;
OdpowiedzUsuńCZEKAM Z NIECIERPLIWOŚĆIĄNA KOLEJNY TAKI ROZDZIAŁ*o*
Moja Królowo Najświętsza, wybacz mi te słowa, ale ogóle nie poczułam gniewu Natsu. On powinien płonąć ze wściekłości że ktoś ośmielił się tknąć Jego Lucy!!
OdpowiedzUsuń