Rozdział II-Pierwsza misja

Pierwsza wielka przyjaźń to coś równie potężnego i pięknego jak pierwsza miłość."
Karel Čapek

~*~
LUCY
Minął zaledwie tydzień, odkąd wstąpiłam w szeregi gildii. Tak mała ilość czasu starczyła, abym zaznajomiła się ze wszystkimi członkami. No nie tak zupełnie, czwórka z magów, w tym wszyscy z najwyższą rangą "S",  byli nieobecni. Każdy z nich wykonywał ważną misję, od której zależała ich duma, a także Fairy Tail. Ich zadania były na pewno cenniejsze niż zapoznanie się Świeżakiem, czyli mną. Zdawałam sobie sprawę z tego, jakie zajmuję miejsce w hierarchii, więc nie kwapiłam się do zawarcia przyjaźni z samą elitą.  Mimo to, już zdążyłam usłyszeć co nieco o najsilniejszych magach.
Zacznijmy może od ... Erzy. Nie dość, że najmłodsza wśród S-owców, to jeszcze najpotężniejsza kobieta w gildii. Swą siłą poskromiła niejedną bestię i powaliła wiele potworów. Budzi zgrozę u każdego członka Fairy Tail, nawet u Natsu. Skoro nawet różowo-włosy się jej boi, to aż strach pomyśleć jaka jest ona w rzeczywistości. Ale Tytania, bo tak określa się dziewczynę, ma jeden słaby punkt. Chciałam się dowiedzieć co to takiego, ale nikt nie miał odwagi tego zdradzić.
Kolejny to sam wnuk Mistrza, Laxus. Posługuje się magią piorunów. Podobno wystarczy mała iskra, aby pokonał każdego wroga. Co więcej, chłopak ten ma własną straż. Trzy osoby należące do jego drużyny, które chronią i towarzyszą mu. Jego arogancja i cyniczność to znak rozpoznawczy.
Mystogan, bardzo tajemniczy. Nikt nic o nim nie wie. Nie zna jego tożsamości ani nawet magii, jaką się posługuje. Plotki głoszą, że nawet Mistrz nie zna go do końca. 
No i o ostatnim nie dowiedziałam się praktycznie nic. Nie licząc tego, że wyruszył na stuletnią misję. Oczywiście to zadanie nie miało tyle trwać, a jedynie jego nazwa miała odzwierciedlać trudność w jego wykonaniu. Mimo to, byłam pod wrażeniem jego siły, choć go nie znałam ani nie miałam okazji zobaczyć jego magii.
Choć ich nie poznałam osobiście, to czułam, że udałoby mi się ich polubić jak całą resztę gildii. Każdy mag jest wyjątkowy na swój sposób. Ich odmienne charaktery, poglądy, a nawet usposobienie sprawiają, że nie da się ich nie darzyć sympatią. Z każdym dniem coś nowego w nich odkrywałam, przez co zaciskała się między nimi coraz silniejsza więź. Stali się dla mnie niemalże rodziną, którą tak dawno straciłam. Przy ich boku czułam się sobą. Wreszcie znalazłam miejsce, gdzie pasuję. To tutaj znajduje się mój prawdziwy dom. 
Najbardziej jednak zaprzyjaźniłam się z Mirą. Traktowałam ją jak starszą siostrę. Udzielała mi rad, śmiałyśmy się razem, wspólnie spędzałyśmy czas. Odnalazłam wreszcie prawdziwą koleżankę. 
Jak tu wesoło! Myślałam każdego ranka, kiedy przekraczałam próg gildii. Witałam się z rozradowanymi magami, a potem kierowałam się do baru. Codziennie popijając sok pomarańczowy, rozmawiałam długimi godzinami z niebieskooką. Uwielbiałam przebywać w jej towarzystwie. Ten jej serdeczny uśmiech i zabawne "ojejku" także lubiłam. Często opowiadała mi o swoich młodzieńczych latach jak i rozmaitych przygodach. Nigdy nie przechwalała się, choć niejednokrotnie wspominała o licznych zwycięstwach i podbojach. Zaobserwowałam jednak, że zręcznie omija tematu jej młodszej siostry. Wiem tylko tyle, że zginęła jakiś czas temu. Nie chciałam być wścibska ani rozdrapywać starych ran, więc nigdy nie drążyłam tego tematu. Szanowałam jej uczucia i decyzję o  niewspominaniu o tym przykrym tabu. Zresztą każdy miał pewne tajemnice, które wolałby zachować dla siebie. Ja również miałam mały sekret. Ukrywałam swoją prawdziwą tożsamość oraz to, skąd pochodzę. Nikomu nie zdradziłam swojego nazwiska. Dla nich jestem po prostu Lucy i niech tak pozostanie. 
Ostatnio zauważyłam, że mam talent do robienia sobie wstydu. Kiedy sobie pomyślę, jaką ksywkę dałam Natsu, to aż mam ochotę schować głowę w piasek. 
A wszystko stało się tego feralnego dnia ...
" Było ciepło, ba, wręcz upalnie. Mimo to miałam na sobie gruby, rozciągnięty sweter. Wiele razy usłyszałam dzisiaj słowo - "dziwaczka" skierowane do mojej osoby, ale nie przejęłam się tym. Czemu? Pochodzę z miejsca, gdzie pogoda nie zmienia się tak drastycznie jak tu. Albo była zima, albo lato. Temperatura nie wahała się jak tutaj w Magnolii. Godzinę temu padał deszcz, i to nie tak, że sobie kropiło, lało jak z cebra. A teraz słońce górowało wysoko na nieboskłonie. Irytujące to, jednym słowem mówiąc. Machałam znudzona nogami, dopijając sok. Mira zrobiła sobie dzisiaj wolne, a mi się strasznie nudziło. Miałam zamiar wstać i pójść gdziekolwiek, choćby na spacer, ale powstrzymał mnie głos przyjaciela.
-Luucy!- wydarł się, choć stał parę kroków przede mną.
Już udało mi się spostrzec, że różowo-włosy miał w zwyczaju krzyczeć niezależnie do kogo, czy gdzie się znajdował. Po prostu darł się na cały regulator zamiast normalnie mówić.
-C-co tym razem?- warknęłam dosyć nieprzyjemnie.
Ukradkowo na niego spojrzałam, a wtedy ujrzałam TO. Mianowicie łezki zbierające się w jego kącikach oczu. Nie spodziewałam się, że mogłabym go doprowadzić do płaczu. Poczułam się głupio, gdy go uraziłam. Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
-Natsu, ja nie chciałam. Wiem, to moja win ...- nie dokończyłam, gdyż przerwał mi donośny śmiech Salamandra.
-Lucy, znowu się na to dałaś nabrać?! Ile razy uwierzysz w starą sztuczkę Happy'ego, minę smutnego kotka?- jego śmiechowi nie było końca. Co gorsza, docierał do mnie ze zdwojoną siłą.

Grr, niech go tylko dorwę! Przez niego kipiałam ze złości.

-Niech no ja cię tylko dorwę, ty mały ... ty mały ...- warknęłam w przepływie gniewu.
-Happy, uciekamy.- powiedział do kota, który pojawił się nie wiadomo skąd.
Już wyciągnęłam dłoń, aby pochwycić chłopaka za ubranie, już mieli się wzbić w powietrze, już miałabym gonić ich dalej, ale wówczas musiałam popełnić taką gafę. Określenie, jakim nazwałam chłopaka sprawiło, że wszyscy wybuchli niepohamowanym śmiechem. 
-Ty, ty, ty ... nie żyjesz, ty chodząca parówo! 
Dragneel aż zaniemówił z wrażenia. Stał nieruchomo i milczał. Obok niego Happy tarzał się po podłodze, nie mogąc złapać oddechu. Po budynku roznosił się echem śmiech magów. A ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Jednym słowem, wspaniały początek dnia. "
Choć na mnie to całe wydarzenie niekorzystnie wpłynęło, to na chłopaka wręcz przeciwnie. Różowo-włosy miał z tego naprawdę niezły ubaw i nic nie wskazywało na to, aby miał do mnie jakąś urazę. Chociaż pod tym względem mogłam się uspokoić. 
Lucy, uspokój się! Nie wpadaj w panikę. Tylko nie wpadaj w panikę.  Powtarzałam sobie w myślach.
Przycisnęłam obie ręce do brzucha, oddychając głęboko. Patrzyłam na chłopaka, który akurat wszedł przez otwarte drzwi. Nie, źle to ujęłam. On sam utorował sobie przejście, robiąc dziurę w środku drzwi. 
Okey, on tylko rozwalił drzwi. Dobrze, może nie rozwalił, ale zniszczył, uszkodził je- przyznałam niechętnie. I co z tego? To przecież nie koniec świata. To tylko zwykłe drzwi, które są zawsze dewastowane przez Salamandra.
Skrzywiłam się. Nie, to jest koniec świata. Dla mnie. Bo akurat przez takie zachowanie Natsu przypomniała mi się teoria, którą wysnuł tamtego pechowego dnia. Powiedział coś, przez co poczułam się jak kompletna idiotka i największa bezmózga w całej Magnolii. A udało mi się o tym zapomnieć.
Niech to szlag!
Przygryzłam nerwowo wargę, gdy słowa Happy'ego odbijały się echem w mojej głowie. A brzmią one mniej więcej tak : 
" Lucy jest okrutna! Nie dosyć, że taka ciężka, to jeszcze taki głodomór, że aż chciała schrupać biednego Natsu. "
Z tego wynikało, że wyobraziłam sobie go jako jedzenie. Ja pomyślałam o chłopaku jak o ...
Stop! Przecież tak wcale nie było. To po cholerę się teraz tym przejmuję?!
Pokręciłam zrezygnowana głową. To, co powiedział kocur nie było w tym wszystkim najgorsze. Moją zmorą stało się jedno słowo, które przylgnęło do mnie jak znamię. Coś, czego nie będę mogła się pozbyć.
Łasuch. O tak, to to przezwisko zyskałam tamtego ranka! TRAGEDIA.
Wrócę może jednak do opisu Miry. Chociaż tak uspokoję swoje myśli. Wciąż nie potrafiłam przyjąć do wiadomości tego, że ta anielica kiedyś była istnym diabełkiem. To po prostu nie mieści mi się we łbie. Taki ktoś spokojny i skory do pomocy miał siać spustoszenie i strach niczym Erza w wersji numer dwa? Mimo to z uśmiechem słuchałam o wędrówkach i misjach Groźnej Miry. Taka odmiana w tym, jaka teraz jest. A mówiąc szczerze, chętnie zobaczyłabym jej starą wersję. Choć na moment, by przekonać się, że to prawda, a nie połowiczy wymysł. 
-Lucy, robota.- krzyknął różowo-włosy, podchodząc do mnie.
Niech to podwójny szlag!
Przez to wszystko zapomniałam o jego istnieniu, a tym bardziej o obecności tutaj, w tym samym budynku co ja. 
-Cześć. Co tym razem?- odrzekłam, wymuszając się na normalny ton.
Nie chciałam pokazać, że coś mnie trapi. A raczej, że przez coś zaraz oszaleję. Oderwałam wzrok od zapracowanej Miry,  przenosząc wzrok na Dragneel'a.
-Patrz.- wcisnął w moje dłonie kartkę ze zleceniem.
Taksowałam spojrzeniem litery, które tworzyły razem spójną całość. Beznamiętnie czytałam jej treść na głos.
-Nieustraszeni magowie. Pokażcie nam swoją odwagę, przyjdźcie do nas i umieśćcie w naszej stolicy flagę waszego królestwa.- analizowałam własne słowa.- Nagroda: trzy miliony klejnotów.- na widok zer w liczbie moje oczy zaświeciły się radosnym blaskiem.
Otrząsnąwszy się, ponownie zaczęłam racjonalnie myśleć. Coś mi tutaj nie pasowało. Zadanie było zbyt banalne, aby miało aż tak dużą nagrodę. Musiał znajdywać się haczyk, pułapka, cokolwiek. A dlaczego? Ponieważ w moim życiu zawsze jest miejsce na "ale". Uważnie spojrzałam ponownie na kartkę, szukając zleceniodawcy. To, co tam zobaczyłam, wytrąciło mnie z równowagi. 
-Prościzna, nie? A więc ruszamy, łasuchu.- ostatnie słowo przeliterował i odwrócił się z zamiarem ruszenia ku wyjściu.
Ja natomiast kipiałam ze złości i jednym sprawnym ruchem złapałam go za ramię, odwracając w swoją stronę. Zgromiłam go takim spojrzeniem, że aż zobaczyłam na jego twarzy cień przerażenia. 
-C-co jest?- powiedział wystraszony, wyrywając się.
Ze zrezygnowaniem spojrzałam na niego ponownie. Nie widząc innego wyjścia, chwyciłam za jeden koniec szalika tak, że tym razem wylądował tuż pod moimi stopami.
-Poczekaj, narwańcu.- uśmiechnęłam się cierpko, chcąc go uspokoić.- Miruś, od jakiego czasu wisi to zgłoszenie?- westchnąwszy w stronę długowłosej, wypuściłam materiał z dłoni.
-Hmm, sądzę, że od dwóch lat, a bo co ... ? - mruknęła w przerwie wycierania kufla.
-Tak jak sądziłam. Nikt nie jest na tyle głupi, by ją wykonać. - mój wzrok spoczął na sylwetce Salamandra.- No, może z małymi wyjątkami.- szepnęłam bardziej do siebie niż do nich.
Zdawałam sobie sprawę, że on to usłyszy. Przecież jego zmysły były tak wyczulone... Przynajmniej takie pogłoski dotarły do mnie.  Chociaż nie zrobiłam tego specjalnie. 
-No co? - zapytał, uśmiechając się głupkowato.
-Aye! Dowiemy się w końcu, czy nie? Moja rybka domaga się, by ją zjeść.- rzekł Happy, który pojawił się nie wiadomo skąd.
-Taa...- powiedzieliśmy wszyscy chórem.
-No więc ... etto, etto...- starałam się dobierać proste słowa.- Zleceniodawcy to władze z Bosco i ...
-No i co z tego? - wtrącił, wchodząc mi w połowie zdania.
Warknęłam nieprzyjemnie.
-Daj mi dokończyć!- odchrząknęłam.- Żeby tam dojechać, a przynajmniej do samych granic, potrzeba tygodnia oczywiście przy użyciu pociągu. Na piechotę zajęłoby to pewnie z trzy, a może i dłużej. Koszt na przejazd i prowiant wyniesie więcej niż ta cała misja jest warta.- podsumowawszy, odłożyłam kartkę na blat baru.
-Nie ma to znaczenia, Lucy. - upierał się przy swoim.- Nie byłaś jeszcze na żadnej misji, a ta jest prosta i się nadaje. - znowu wyszczerzył swoje zęby, na co ja niewidocznie zarumieniłam się.
-Ale ... możesz iść na nią sam, ja ...- urwałam.
-Jesteśmy drużyną, nie? - przypomniał mi .
Zaskoczyło mnie jego nastawienie. Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo będzie chciał, aby to on towarzyszył mi na pierwszym zadaniu. Przecież mogliśmy iść na wiele innych misji, a on jednak wybrał tą. Czyżby naprawdę chciał iść na najłatwiejszą ze względu na mnie? To takie ... miłe.
-Ech, niech ci będzie. - zgodziłam się.- Mira, idziemy na tą.- krzyknęłam, zanim zostałam ciągnięta przez chłopaka do wyjścia.
Kroczyliśmy właśnie jedną z alejek Magnolii wprost do mojego skromnego mieszkania. Oboje byliśmy w dobrych nastrojach i choć towarzyszyła nam cisza, to żadne z nas nie narzekało na obecną sytuację. Rozkoszowaliśmy się promieniami późnowiosennego słońca.  
-Lucy, ale bierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy.- powiedział.
Wyrwana z letargu, pokiwałam jedynie twierdząco głową. 
Dalszą drogę spędziliśmy również w milczeniu. Po niespełna pięciu minutach dotarliśmy do odpowiedniego budynku. Skierowaliśmy się na drugie piętro, gdzie obecnie ulokowane jest moje mieszkanie. Może nie był to pałac ani apartament, w jakim kiedyś spałam, ale sprawiał wrażenie przytulnego i miłego. A co najważniejsze, to mój własny kąt i tylko mój. Wreszcie mam miejsce, które należy do mnie.
Zapomniałam na moment o obecności Natsu i kiedy tylko przekroczyłam próg drzwi, rzuciłam się jak długa na łóżko. Nie zauważyłam jednak Salamandra, który parę sekund przede mną wszedł do mieszkania. Przez moją nieuwagę i pochopne zachowanie, wpadłam na chłopaka. Co ja mówię. Ja po prostu wleciałam na nic świadomego przyjaciela i razem z nim runęliśmy na ów mebel. 
Pozycja, w jakiej się znaleźliśmy, była jednoznaczna. Chłopak miał lekko rozchylone nogi, a ja leżałam pomiędzy nimi. Natomiast moje piersi ułożyły się nieco niżej od jego twarzy. Ale to nie było najgorsze. Miał ręce wyciągnięte przed siebie, a w rezultacie spoczywały na moim biuście. Nie widząc ani nie wiedząc czego dotyka, po prostu ścisnął to. Przez usta przemknął jęk zdziwienia, by po chwili mogła zorientować się, co uczynił. Twarz odruchowo pokryła się dorodnymi rumieńcami. Sama ja tak zawstydziłam się, że nie wytrzymałam.
-Nieeee.- wyrwał się krzyk długi i przeciągły.
Zrzuciłam z siebie Dragneel'a tak, że poleciał na równoległą ścianę.
-Aua.- syknąwszy z bólu, masował się po głowie i podniósł się.
Zarumieniona zasłaniałam tę część ciała, na której jeszcze przed chwilą spoczywała dłoń chłopaka. Cała drżałam. Sapałam ciężko, tym razem ze złości. Byłam wściekła.
-Ja nie chciałem.- zapewnił mnie, wyciągając dłonie w akcie obronnym.
Widząc zakłopotanie malujące się na jego twarzy, wybuchłam śmiechem.
-I kto tu jest naiwny, co?- naśmiewałam się.- Naprawdę sądziłeś, że zezłościłam się na ten wypadek, co sama spowodowałam? 
Różowo-włosy wsłuchiwał się w uwagą w to, co mam do powiedzenia, a potem zrobił coś niespodziewanego. Szybko znalazł się przy mnie i nachylił nad moim uchem.
-Następnym razem to nie będzie tylko wypadek.- rzekł z nutą rozbawienia.- A teraz pakuj się. 
Widziałam emanujące od niego zadowolenie. Jak gdyby nic usiadł na łóżku i przyglądał moim poczynaniom. Chciałam coś powiedzieć, ale w tym momencie zabrakło mi języka w gębie. Zamiast tego uśmiechnęłam się, aby wypełnić krępującą ciszę.
-Właśnie Natsu, nie sądzisz, że o czymś zapomnieliśmy?- zapytałam zagadkowo.
To głowy przyszedł mi iście szatański plan. Zamierzałam się z nim trochę podroczyć.
-Na pewno nie. Przecież jeszcze nie wyruszyliśmy.- odrzekł jak gdyby nic.
-Rozumiem. A pamiętasz, czym mamy się tam dostać?
Chłopak zamyślił się na chwilę, co w jego przypadku było rzadkim widokiem.
-No tak, pociągiem...- urwał.- Zaraz, zaraz! Pociągiem? Ja nigdzie nie wsiadam. Zmieniamy misję i to już.- mruknął speszony.
Widocznie zapomniał o swojej słabości. A ja nie ukrywam, że mi to wcale nie przeszkadza. Przynajmniej mogłam się mu zrewanżować za ten wypadek. A zresztą, sprawiało mi radość, gdy wytrącałam go z równowagi.
-Nie, nie. Sam mnie do niej namawiałeś, a teraz chcesz zrezygnować? - powiedziałam zaczepnie.
-Lucy, zrób to dla mnie, co? - widząc moją nieugiętą minę, kontynuował.- Możemy się tam przecież inaczej dostać.
-Możemy innym środkiem transportu. Statek czy łódź? Co ci pasuje. Sam wybierz.- uśmiechnęłam się triumfalnie.
Lucy jeden, a Natsu zero.
-No, ale jest jeszcze Happy...
-Nie uniesie nas dwóch. - zauważyłam. - Ale jest sposób, byśmy znaleźli się tam w jednej chwili. 
-Mów, co to jest. Aż się cały napaliłem. - podekscytował się.
-Umm, możemy się tam teleportować. - wypowiedziałam dumnie.
-Ale jak? Przecież nikt nie potrafi ...
-Ja znam kogoś, kto to potrafi.
Nadymał policzki, ale nic nie powiedział.
-Więc musimy tylko ...- zaczęłam dokładnie tłumaczyć, co mamy zrobić.
Z każdym kolejnym słowem oczy chłopaka coraz bardziej rozszerzały się.



*****
Nudne jak flaki z olejem-wiem. Ale od czegoś trzeba w końcu zacząć. W następnym rozdziale trochę więcej akcji. Mam nadzieję, że nie ma za wielu błędów, a dialogi nie są, że tak powiem 'suche'. ^^ Coś ciężko być oryginalną, myślę, że pomysłu z teleportacją nikomu nie podwędziłam :D  No nic, nie przynudzam. Do następnej . :))

8 komentarzy:

  1. Czyżby Lucyna potrafiła się teleportować? O.o Wtedy nawet opłacałoby się otrzymać tą nagrode za misje :D
    -Następnym razem to nie będzie tylko wypadek ... Nawet mnie to zatkało xD
    A rozdzialik przyjemny, zabawny, błędów nie widziałam. Podobał się :)
    Weny życzę i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "Chodząca parówo" xD Rozwaliłaś mnie tym, seryjnie! xD
    I żadne flaki z olejem, uśmiałam się jak idiotka :D
    Wszystko super, cud, miód i malina, a szczególnie Happy "rybka domaga się, żeby ją zjeść". No ja nie mogę uwielbiam go ♥ Rybki, rybki :D Przykro mi Happy, ja nie lubię rybek xD
    Ale i tak ma fajne teksty :D
    Świetny rozdział :D
    Pozdrawiam i dużo weny przesyłam! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ...Zboczony Natsu xD gomene to jedyne co mi przychodzi na myśl "przyszły raz to nie będzie wypadek" na miejscu "Luigi" już bym się ała ;) a rozdział super :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chodząca parówka - haha rozwaliłaś mnie tym ;D :D i do tego jeszcze komentarz Happy'ego że Lucy chce schrupać biednego Natsu <3
    Następnym razem to nie będzie tylko wypadek. -zatkało mnie ^^
    Podoba mi się taka Lucy i Natsu :D

    OdpowiedzUsuń
  5. świetnie piszesz.... i ten Zboczony Natsu mnie rozwalił... pisz tak dalej :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten "wypadek" baaardzo przypomina "wypadek" w Sword Art Online <3 Ta sama sytuacja! Kochaaaaaaam <3333333
    Resztę skomentuję, jak doczytam! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe, że inspirowałam się wtedy na SAO, ale już dokładnie tego nie pamiętam. :D

      Usuń

Rinne Tworzy